Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Ja już nic nie mam do powiedzenia — odrzekła niewidoma.
— Nic! powtórzył Daniel ździwiony.
— Nic a nic. Pan Gabryel Savanne umarł. Winnam zapomnieć o wszystkiem... Już nie mam tajemnicy do powierzenia panu... Niepotrzeba mi już oczekiwać rad od pana. Ależ...
— Nic już... — przerwała niewidoma. — Jestem wyczerpana ze znużenia... Pozwól mi pan odejść i nie żądaj objaśnień... Za trzy dni odniosę panu brelok, który mi powierzyłeś...
— Czekać panią będę za dni trzy.
Na znak urzędnika, sekretarz ujął Weronikę za ramię, ażeby ją zaprowadzić do galeryi, na którą wychodziły gabinety sędziów śledczych.
Daniel Savanne, patrząc na odchodzącą, rzekł do siebie:
— Brat mój umarł i z powodu tej śmierci pani Sollier nie chce teraz mówić... Nie ma już mi nic do powiedzenia! Jak wytłomaczyć tę zmianę raptowną, to niespodziewane milczenie?.. Śmierć Gabryela czyni ją niemą!! Dlaczego?
Jakaż tajemnica istnieć mogła między panią Sollier, bratem moim i Ryszardem Verniere, tak dalece, że Gabryel był u niego wcześniej, niż przyszedł do mnie i zataił przedemną wcześniejszy powrót?
I to wszystko na dwa dni przed zabójstwem Ryszarda...