Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/71

Ta strona została skorygowana.

nia tych poszukiwań, zobaczyć, czy nie będzie można odebrać od nich skradzionych pieniędzy.
Ale to wydawało się bardzo wątpliwem.
Kataryniarz potrząsnął głową.
— Liczyć na to byłoby czystem szaleństwem, moja dobra pani Sollier — odparł — nie myśl już o tem. Teraz trzeba się postarać, ażebyśmy mieli byt skromny i życie, o ile można, spokojne, i zaoszczędzić pani i Marcie wszelkich przykrości. To już moja rzecz. Z pewnością się pogodzimy. Mam ja projekt, który pani później opowiem, a nawet może lepszy pod względem skutku, niż szukanie wiadomości u ludzi jasnowidzących...
— To ty, Magloire, nie wierzysz w jasnowidzące? — zapytała niewidoma. — To tak jak i sędzia śledczy?
— Obecnie jestem tego samego zdania.
— A jednak przykłady...
— Tak... tak... wiem, że są jasnowidzące bardzo prawdomówne, przynajmniej tak mówią ludzie. Ale może się taka zdarzy jedna na dziesięć tysięcy i zapewne nie znajdziesz pani takiej ani w Saint-Cloud ani w Neuilly.
— Ja jednak spróbuję..
— Nie chcę się pani sprzeciwiać, pani Sollier. Nawet jeżeli pani chcesz, poszukamy razem najsłynniejszego magnetyzera. Pójdziesz pani do niego... Lecz ja mógłbym się założyć, o co kto chce, że więcej nie będziesz pani wiedziała, wychodząc od niego, niż przychodząc...
Ociemniała westchnęła.
— To bardzo być może, mój dobry Magloire ― odparła. — Ale bądź co bądź poradzę się jasnowidzącej, bo