Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/76

Ta strona została przepisana.

— Spełniając naszą wolę, pani Sollier.
— A! spełniać ją będę... już się nie sprzeciwiam... raj byłby na ziemi, gdyby wszyscy jak wy tacy byli.


∗             ∗

Po wyjściu z gabinetu sędziego śledczego, Robert, Klaudyusz Grivot i kasyer Prieur, udali się długim korytarzem i zeszli ze schodów, prowadzących na dziedziniec.
Idąc, rozmawiali.
— To prawdziwa fatalność — rzekł Prieur. ― Nowa katastrofa tu, wśród tylu innych! ja jestem przerażony!
— Tak... prawdziwa czarna serya — odpowiedział Robert, zapożyczając wyrażenia ze specyalnego słownika graczy.
Nie chciał wdawać się w długą rozmowę, w tej chwili pragnął tylko jednego: znaleźć się sam na sam ze swym wspólnikiem, ażeby sobie sprawić ulgę, zwierzając się z dolegającego mu niepokoju.
Uważał jednak za stosowne dodać, zwracając się do kasyera:
— Wracasz pan do fabryki, panie Prieur?
— Tak, panie... mam kilka rachunków do ukończenia... a ponieważ jutro niedziela... chciałem je mieć gotowe dziś wieczorem...
— Dobrze, idź pan. Ja zatrzymuję pana Grivot... Chcę się go poradzić w przedmiocie nowej machiny, której mają złożyć mi plan.
Prieur ukłonił się Robertowi, uścisnął rękę majstrowi i poszedł w swoją stronę.