Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/78

Ta strona została skorygowana.

— Przez chwilę myślałem, że byliśmy.
— A teraz?
— Zapewniam cię, że jestem spokojny.
— Zkąd masz ten spokój?
— Wdałeś się w grę bardzo niebezpieczną, odważając się mówić w obecności ślepej. Nie straciłem jej z oczu, gdy ją badał sędzia... Drgnęła, słysząc twój głos, bo jej się zdawało że go poznaje, i w tem nie myliła się. Podejrzenie przebiegło jej przez myśl, ale trwało tylko sekundę. Wygrałeś partyę! Nie mamy się czego lękać zwierzeń Weroniki.
— Ale ten brelok, który pokazała Danielowi Savanne, co go jej oddał, a ona ma go odniesć za trzy dni?
— To rzeczywiście było poważne, niech dyabeł ją porwie z tym brelokiem! A ja cię przestrzegałem — chyba przypominasz sobie — że kółko, na którem wisiał brelok, jest zużyte i bardzo łatwo może pęknąć... Pękło też, pozostawiając przedmiot w szponach odźwiernej, ale nie może on jej do niczego posłużyć, tak samo jak na nic się nie przyda i sędziemu śledczemu.
— Zapominasz, że Weronika Sollier ma użyć tego breloku, ażeby spróbować wiedzy magnetycznej.
Klaudyusz Grivot, wzruszając ramionami i spojrzawszy na wspólnika, odparł:
— E! mój stary, czy tracisz rozum? Jakto ty, zatwardziały sceptyku, człowieku, co nie wierzysz ani w Boga, ani w dyabła, ty mówisz o magnetyzmie.
— Ja wierzę w wiedzę... a magnetyzm to wiedza.
— Wiedza!! Chcesz powiedzieć blaga!?
— Często, ale nie zawsze... Słowem boję się.