— Interes niezawodnie dobry i podoba mi się.
Magloire zrozumiał.
— No, a jaka cena pani Aubin? — rzekł. — Ja z przyjemnością zastąpiłbym katarynkę bufetem, dobrze zaopatrzonym.
— Dwadzieścia tysięcy franków. Dwa tysiące przy podpisaniu kontraktu sprzedaży, a potem reszta do zapłacenia w ciągu lat dziesięciu, z procentem tylko po trzy... Czy można dać przystępniejsze warunki?
— Dalibóg nie! — zawołał mańkut. A czem ty — rozporządzasz, Maryo?
— Dwustoma frankami.
— A ja tysiącem... Czasy są ciężkie... Kiedy będziemy mieli dwa do trzech tysięcy franków gotówką, pomówimy o tem pani Aubin.
Restauratorka miała odpowiedzieć, gdy drzwi od sali otworzyły się z hałasem.
Każdy ździwiony obrócił głowę.
Na progu ukazał się Vide-Gousset, trzymając się klamki.
— Trochę się spóźniłem, co? — odezwał się głosem przytłumionym.
Odpowiedział wybuch ogólnego śmiechu.
On zbliżył się do stołu.
— Proszę mi wybaczyć.
Potem, zwracając się do Weroniki, dodał:
— Pani Sollier, widzę panią z prawdziwą przyjemnością... A to zuch z pani... Cieszę się, bo i ja mam serce... A dacie mi państwo miejsce?
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/85
Ta strona została skorygowana.