Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Miejsce, masz swoje miejsce tam, na końcu — rzekł stary Szymon — siadaj, a nie potłucz kieliszków.
— W kieliszki ja nalewam i piję z nich, a nie tłuczę — wyjąkał pijak, opierając się na ramieniach biesiadników, ażeby się dostać na wskazane mu krzesło, na które się osunął ciężko.
— A to się zahulał — rzekł jeden z robotników fabrycznych — nie było cię widać przez cztery dni.
— A tak cztery dni bomblowania — odparł Vide-Gousset — szczególniej wczoraj... Śniadanie w Bercy.. Obiad u Jansena z flakami aż palce lizać... a wieczorem wizyta u jasnowidzącej..
Usłyszawszy o jasnowidzącej, Weronika i Klaudyusz zwrócili pilniejszą uwagę na słowa pijaka.
— U jasnowidzącej? — powtórzył stary Szymon.
— A tak.
— O coś ją chodził pytać? — A no żeby mi przyszłość przepowiedziała!
— I cóż ci przepowiedziała?
— A to już ja wiem... i wierzę... a jaki tam szyk u tej jasnowidzącej... co za wspaniała z niej kobieta... a magnetyzer... Powiada do niej: „Śpij“, a ona zaraz fajt i już śpi i dopiero przez sen gada...
I, opowiadając, naśladował ruchy magnetyzera.
— A gdzież to takie przedstawienie? — zapytał Szymon.
— O! to w najpiękniejszej dzielnicy miasta przy ulicy Zwycięztwa Nr. 42 b. słynny magnetyzer amerykański O’Brien.
Klaudyusz Grivot uśmiechnął się.