Magnetyzer kończył śniadanie z panną Mariani.
Pomerańczyk uprzedził go, że był jakiś gość w interesie osobistym i ma jeszcze przyjść.
— Zobacz, czy to ten gość rzekł doń O’Brien, usłyszawszy dzwonek. Jeżeli to on, zaprowadź go do mego gabinetu i zażądaj biletu wizytowego.
Niemiec poszedł otworzyć i poznał nowo przybyłego.
— Pan doktór jest u siebie rzekł. — Racz pan pójść za mną.
Brat Ryszarda został wprowadzony do pokoju wskazanego, a lokaj poprosił o bilet wizytowy, bez którego nie mógłby być wpuszczony.
— Oto jest.
Niemiec rzucił oczyma na tę kartę i wyczytał:
— Robert Verniere.
Rozśmiał się po cichu.
— Do dyabła! wcale się nie myliłem, sadząc, że ta twarz mi jest znana! — To ten jegomość, którym się tak zajmowano i zajmują się jeszczu teraz na ulicy Verneuil.. Dobrze o tem wiedzieć...
Rzeczywiście, jeżeli O’Brien spodziewał się wizyty, to z pewnością nie Roberta, którego przed kilkoma jeszcze tygodniami miał śledzić nieustannie.
Odkąd opuściwszy Berlin, przyjechał do Paryża, dla objęcia zwierzchnictwa nad sekcyą wywiadowczą na żołdzie niemieckim, nie widział się wcale z dawnym kolegą z biur wywiadowczych sztabu jeneralnego.
Po co przychodził do niego człowiek, którego baron Wilhelm Schwartz podejrzewał o odegranie roli bardzo
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/93
Ta strona została skorygowana.