— W pewnym jednak razie mogłaby je przejąć.
— Być może... ale — dodał O’Brien z uśmiechem — ale ponieważ pan mnie pyta i ponieważ przyrzekłem panu zupełną szczerość, dodam, że zbrodniarz niepotrzebnie by się obawiał, jeżeli nie policyi i sądu, to przynajmniej wiedzy magnetycznej.
— Dlaczego?
— Bo wszystkie tak zwane jasnowidzące, które się znajdują w tej chwili w Paryżu, nie odpowiedziałyby wcale, albo odpowiedziałyby banialukami, gdyż są jasnowidzące tylko na afiszach.
— To znaczy, że pańscy koledzy?..
— Są szarlatani, żyjący z łatwo wierności ludzkiej.
— A gdyby kto przyszedł tutaj, do pana?
— Byłoby to samo...
— A przecież nie jesteś pan szarlatanem?
— Zapewne! Ale, powtarzam panu, żeby osiągnąć rezultaty, o których pan mówisz, potrzeba magnetyzera, obdarzonego pierwszorzędną władzą magnetyczną, i osobnika, prawdziwie jasnowidzącego. Magnetyzer istnieje, to ja, ale osobnika brak!
— Więc pańska jasnowidząca?
— Ewa Mariani jest piękną dziewczyną, bardzo inteligentną, odgrywa swą rolę z rzadką doskonałością, daje mi odpowiedzi, jak wielka komedyantka, ale mało jest podatna magnetyzmowi. Nie bój się pan o swe bezpieczeństwo.
O’Brien z przyciskiem wymówił ostatnie wyrazy.
Robert się zatrząsł.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/99
Ta strona została przepisana.