zbytkownie, ale i nie bez pewnej elegancji, a przytem bardzo dobrze utrzymane.
Stóletnie drzewa ocieniały obie budowle, które zdawały się tonąć w zieloności.
Po obejrzeniu wnętrza domów i długiej przechadzce po parku, kapitalista zbliżył się do notaryusza i rzekł mu do ucha:
— Warte to najmniej sto dwadzieścia tysięcy franków, pożyczę sześćdziesiąt.
— Pani baronowo — rzekł notaryusz — będziemy mieli do pomówienia i mogę pani przyrzec, że będziesz zadowoloną... Panie baronie, pan który znasz Bry, bądź tyle uprzejmym i wskaż nam jakąś restaurację w której byłoby możliwem zjeść jakieś śniadanie.
— — Mam nadzieję, pani baronowa uczyni nam zaszczyt przyjęcia zaproszenia — rzekł kapitalista z głębokim ukłonem.
Zaproszenie zostało przyjęte i śniadanie jak na wiejską restauracyę okazało się wcale nie złe.
Pożywając potrawkę z ryby, kotlety i kurczęta, rozmowa skierowała się do interesu. Pożyczka sześćdziesięciu tysięcy franków, na pierwszą hypotekę, została zaproponowaną i zgoda naturalnie nastąpiła. Umówiono się zejść nazajutrz w biurze notaryusza. Ten ostatni wraz z swym klientem odjechał do Paryża.
Baronowa z synem powrócili do willi.
Pani de Garennes widząc się blizką posiadania znacznej sumy, chciała wydać ogrodnikowi rozkazy względem dokonania pewnych robót koniecznych, a oddawna spóźnionych dla braku gotowizny.
Hieromin bez zwłoki udał się po mularza i blacharza, którym baronowa wyjaśniła czego żąda.
Czas szybko upłynął.
Dopiero około godziny szóstej wieczorem matka wraz z synem wsiedli w Nogent do pociągu mającego ich odwieść do Paryża.
Oboje byli bardzo weseli i nie spodziewali się bynajmniej niesłychanej nowiny, jak a ich oczekiwała na ulicy Madame.
Powróćmy teraz do pana de Challins, wchodzącego do salonu swej ciotki, podczas gdy służący, poszedł uprzedzić pannę do towarzystwa, mówiąc, że krewny pani baronowej życzy sobie ją widzieć.
Genowefa znajdowała się w swoim pokoju haftując na kanwie, kiedy posłyszała dyskretne pukanie do drzwi.
— Proszę wejść... — rzekła.
Służący wszedł.
— Czy pani baronowa powróciła? — zapytała młoda dziewczyna.
— Jeszcze nie pani...
— O cóż więc chodzi?..
— Siostrzeniec pani baronowej... przyszedł ją odwiedzić... Nie zastawszy jej w domu, chciałby za pytać, czy pani nie wie, gdzie się znajduje pani baronowa, i czy prędko powróci.
Genowefa zadrżała.
Te słowa: siostrzeniec pani barowej uderzyły ją i wzruszyły, lecz wiedząc, że Raul jest uwięziony, nie przypuszczała ażeby to o nim była mowa. Prawdopodobnie pani de Garennes innych miała jeszcze siostrzeńców.
Prosiłeś tego pana do salonu? — zapytała młoda dziewczyna.
— Tak jest pani.
— To dobrze, zaraz przyjdę.
Służący wyszedł.
Rzuciwszy wzrokiem na swoje ubranie, Genowefa skierowała się ku drzwiom salonu.
Idąc myślała.
— Co to za siostrzeniec pani de Garennes, o którym nigdy nie słyszałam?
W tej samej chwili wzruszenie bez widocznej przyczyny i nad którem nie umiała zapanować, spowodowało bicie jej serca.
W chwili kiedy kładła rękę na klamce drzwi, uczuła jakby rodzaj omdlenia.
— Cóż to się ze mną dzieje? — pytać się siebie poczęła. Zkąd to pomięszanie? Zdawałoby się że jakaś wielka radość ma mnie spotkać lub jakieś nieszczęście mi zagraża?...
Zmuszając się niemal, pocisnęła klamkę. Drzwi się odemknęły.
Raul de Challins stał przy oknie i patrzał na dziedziniec, tym sposobem był odwrócony do drzwi plecami.
Posłyszawszy otwierające się drzwi, odwrócił się nagle i znalazł się w obecności Genowefy.
Oboje razem wydali okrzyk zadziwienia i radości.
Wzruszona do głębi duszy tem zjawieniem się ukochanego, tak nieprzewidzianem, młoda dziewczyna nieprzytomna z nadmiaru szczęścia zmuszoną była oprzeć się na oddrzwiach.
Raul stał nieruchomy, jakby zamieniony w posąg, z wyciągniętemi rękami.
Oboje milcząc tak stali, drżący, pożerając się wzajem oczami, lecz nie zdolni słowa wymówić.
Raul pierwszy zapanował nad sobą.
— Genowefo moja ukochana!... wyszeptał rzucając się ku młodej dziewczynie, która padła w jego objęcia prawie bez przytomności.
Raul przycisnął ją do swego serca i okrył pocałunkami czoło i włosy.
Skutek tych pocałunków szybki był jakgdyby iskry elektrycznej. Natychmiast powróciły przytomność córce Gilberta, i łagodnie wyrywając się z objęć Raula, uścisnęła ręce, swego narzeczonego, i patrząc mu w oczy z upojeniem wyjąknęła:
— Pan... to pan, i jesteś wolny!! Ah! byłeś niewinny, wiedziałam o tem dobrze. Wiedziałam, że ten któremu całe moje serce oddałam nie mógł dopuścić się zbrodni!!
— Genowefo — zawołał Raul w zapale — cóż mnie w tej chwili obchodzić może szalone oskarżenie! co wstyd zniesiony! przebyte cierpienia! Tyś o mnie nie wątpiła! W tem moja radość i duma! o wszystkiem innem zapomniałem!
— A więc nakoniec przekonano się o twojej niewinności ponieważ jesteś wolny? — zapytała młoda dziewczyna...
— Jestem na wolności za kaucyą.
— Czyż to znaczyłoby, że jeszcze jesteś oskarżony?
— Tak i nie.. Nie uważają mnie już za win-