Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Dla czego?
— Jest to jest co najmniej zbytecznem, aby twój kuzyn mógł się spostrzedz na zmianie, jaka niewątpliwie okaże się w powierzchowności Genowefy.
— Unikać będę przywożenia Raula, o ile to będzie odemnie zależało, lecz jeżeliby żądał koniecznie odwiedzieć ciebie moja matko, niepodobna mi będzie temu przeszkodzić.
— Zaczekaj przynajmniej kilka dni, zanim sam przyjedziesz. — Genowefa jak raz położy się do łóżka, nie będzie nikogo przyjmować i mówić będziemy o jej chorobie jako o rzeczy bez znaczenia. Któżby nam mógł zaprzeczyć.
— Będę czekał listu od ciebie matko, oby jchać do Bry...
— Jakże stoisz z memoryałem?..
— Prawie już skończony. — Pozostaje mi tylko zobaczyć się z doktorem Gilbertem... Jestem bardzo ciekawy poznać tego tajemniczego protektora Raula. I mam zamiar poruczyć mu pewne zlecenie do sędziego śledczego...
— Bądź ostrożnym z tym człowiekiem... Instynktownie czuję, że on jest niebezpieczny.
— Bądź spokojna moja matko, mam ułożony sposób postępowania, od którego na krok nie odstąpię... Niech ci się z twej strony matko tak tylko uda, jak mnie z mojej, a wkrótce będziemy panami sytuacyi.


XXV.

Raul, jakeśmy wspominali, udał się do hotelu du Louvre, aby odwiedzić doktora Gilberta.
Ten ostatni znajdował się w swojem mieszkaniu i przyjął natychmiast młodego człowieka.
— Co nowego, mój kochany chłopcze? zapytał go.
— Nic, panie doktorze. — Przychodzę jedynie aby mieć przyjemność odwiedzenia pana.
— Dziękuję za tę dobrą myśl. — Zajmujesz się swoją obroną?
— Tak. — Mój kuzyn wraz ze mną stara się położyć silne podstawy obrony. Filip pisze memoryał, który wydaje mi się cudownej jasności, i pełen dowodów niezbitych...
— Czy mógłbym rzucić okiem na ten memoryał.
— Filip bardzo pragnie zakomunikować go panu, ale przedtem chciałby widzieć pana, i dopełnić swoją pracę cennemi wyjaśnieniami, które zaczerpnie w rozmowie z panem.
— Jestem do jego rozporządzenia. — Umówmy się na jakiś dzień. — Ja także zbierałem notatki, znalazłem pewne wskazówki, odszukałem ślady, i chciałbym pomówić z wami dwoma o tem wszystkiem... Czy powiedziałeś swemu kuzynowi, że mieszkam teraz w Paryżu?
— Nie doktorze.
— Dobrze uczyniłeś, zalecam ci pod tym względem jak największą dyskrecyę. — Jutro powracam do Morfontaine, gdzie oczekiwać was będę po jutrze.
— O której godzinie?
— W godzinie śniadania... Przenocujecie u mnie, ty wraz z kuzynem, gdyż będziemy musieli następnego dnia dopełnić rozmaitych sprawdzeń, które nie będą bez interesu i zajmą nam cały dzień... Powiedz o tem swemu kuzynowi... Czy sądzisz, że on nie zechce oddalić się z Paryża na czterdzieści osiem godzin?
— Przeciwnie pewny jestem, że nie odmówi.. Filip zgodzi się jak najchętniej... Tak wziął do serca moją obronę, że nie cofnie się przed niczem, co by mogło uzupełnić pożyteczne materyały, które już posiada.
— Jeżeli tak jest, mogę liczyć na jego przyzwolenie?
— Zaręczam za niego.
— A więc pojutrze... Na nieszczęście nie mam służącego, którego bym mógł oddać do rozporządzenia tak twojego jak i twojego kuzyna... Stary Wilhelm nie zdoła wszystkiemu dać rady.
— A cóż to szkodzi?
— Szkodzi i bardzo... Będziecie źle usłużeni, albo raczej nie usłużeni wcale, a to byłoby mi bardzo przykro... Poproś pana de Garennes, aby zechciał wziąść ze sobą swego kamerdynera.
— Możesz pan być pewny, że weźmie go z pewnością.
— Wyjedziecie z Paryża pociągiem wychodzącym o godzinie dziewiątej, nieprawdaż?
— Tak jest.
— Przyjedziecie więc do Morfontaine właśnie w chwili siadania do stołu, postaram się, żeby śniadanie było gotowe...
— Wszystko więc już ułożone, rzekł Raul zabierając się do odejścia.
Doktór zatrzymał go słowami:
— Czy starałeś się dowiedzieć czego o córce twego wuja?
— Moja ciotka de Garennes i kuzyn Filip czynili pewne kroki, w celu wyszukania śladów tego dziecka... odrzekł młody człowiek. Jeździli do Compiègne, gdzie one przyszło na świat. Zapytywali gdzie mogli, lecz napotkali wszędzie przeczące odpowiedzi, które w końcu przerwały poszukiwania... Prawdziwy mur wznosił się przed ich oczami... Żadnego śladu! Nic... Co do mnie, nie sądziłem także aby się na co przydało błąkać się wśród próżnych poszukiwań, mogąc czas mój użyć na pożyteczniejsze rzeczy.
— Miałeś słuszność, ja jednak, mam nadzieję być szczęśliwszym, aniżeli twoja ciotka i kuzyn...
— Byłbyś pan może na śladzie?
— Być może...
— Ah! kochany doktorze, oby ci się udało! Nie jestem w stanie wyrazić, jak wielką byłaby moja radość, gdybym mógł uściskać córkę krewnego, którego kochałem jak rodzonego ojca!..
Gilbert uścisnął ręce Raula z wylaniem, i młody człowiek wyszedł z hotelu du Louvre.
Na krótko przed samą godziną obiadową, przyszedł do ciotki, gdzie już zastał kuzyna Filipa.
— Widziałem doktora Gilberta... rzekł mu.
Pani de Garennes i jej syn zadrżeli.
— Jeździłeś więc do Morfontaine? zapytał adwokat.
— Nie, ale dziś rano, wychodząc ztąd, przy drzwiach mego mieszkania, spotkałem doktora, który szedł do mnie. — Mówiłem mu, o twojej chęci, zrobienia z nim znajomości, — zdawało się to pochlebiać mu, i kazał mi uprzedzić cię, że będzie nas obydwóch oczekiwać pojutrze z rana... Jak się zdaje,