Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/164

Ta strona została przepisana.

Ostatecznie tęsknił do widoku Genowefy, lecz czyliż miał poprzestać tylko na widzeniu swej ukochanej? Czy będzie mógł z nią rozmawiać? Naturalnie bez świadków...
W wątpliwości tej postanowił napisać do niej.
— Jeżeli jutro nie będę mógł być z nią sam na sam, rzekł, w każdym razie znajdę sposobność wręczenia jej listu.
Usiadł natychmiast przy stole i zapełnił cztery strony, namiętnemi oświadczeniami, których powtarzać nie będziemy, lecz w których odbijała się jak w zwierciedle cała jego dusza i serce.
Po skończeniu listu, odczytał go, włożył w kopertę, i nazajutrz rano udając się na dworzec Wschodni dla spotkania się z kuzynem, wsunął go do kieszeni.
O dziesiątej obaj młodzi ludzie powitali się przy kasie kolejowej.
W pięć minut potem zajęli miejsca w pociągu mającym ich dowieść do Nogent, zkąd pieszo dojdą do Bry-sur-Marne, do willi baronowej.
Pani de Garennes w przeddzień wieczorem odebrała depeszę Filipa.
Zapowiedź przyjazdu zamiast ją zaniepokoić, przeciwnie, zachwyciła ją.
Po rozmowie z doktorem Loubet i posiadając receptę przez niego podpisaną, czuła się silną i nie obawiała się wcale, aby wiedziano, że Genowefa jest cierpiącą.
Życzyła sobie tego nawet, a nie podejrzywając bynajmniej, że siostrzeniec zakochanym był w jej pannie do towarzystwa, myślała:
— Raul w razie potrzeby, będzie mógł zaświadczyć, o staraniach jakiemi otaczam tę młodą dziewczynę, pomimo jej podrzędnego w moim domu stanowiska.
Genowefa nie wiele była gorzej.
Digitalinę zadawano jej w bardzo słabych dozach, w oczekiwaniu dnia, kiedy nic nie stanie na przeszkodzie przyśpieszenia i skończenia w sposób nagły i prawie piorunujący.
Biedne dziecko doświadczało ciągłych boleści w okolicach serca, lecz bóle te były głuche i nie mogły wywołać przesilenia.
Wielki upadek sił ogarniał młode dziewczę.
Traciła apetyt i sen.
Ciemne koła otaczały jej powieki, oczy zdawały się powiększone i wśród bladej twarzy błyszczały ogniem gorączki.
Do tych cierpień fizycznych przyłączały się cierpienia moralne, których przyczyny znamy, a oprócz tego opanowała ją nuda, nuda ciężka i nieustająca.
Walczyła jednakże, walczyła z energią i odwagą, na jaką przy osłabieniu ogólnem zdobyć się mogła, i często od chwili pierwszego symptomatu choroby, powtarzała sobie:
— Raul byłby w rozpaczy, gdybym umarła, on sam umarłby może... chcę żyć dla niego...
I, powtarzamy, wola ta dodawała jej siły do walki.


XXXV.

Genowefa nie była przy baronowej, kiedy ta otrzymała depeszę Filipa.
Podczas obiadu, pani de Garennes, czuła się w obowiązku powiedzieć o tem swej lektorce.
— Kochana Genowefo — rzekła — jutro będziemy mieli wizytę...
Młoda dziewczyna zadrżała.
Twarz jej z lekka się zarumieniła.
— Wizytę?.. powtórzyła.
— Tak.
— Pan Filip zapewne przyjedzie...
— I mój siostrzeniec, Raul de Challins.
Pani de Garennes nie patrzała w tej chwili na Genowefę, nie mogła więc zauważyć nagłego dreszczu wstrząsającego jej ciałem.
Mówiła dalej:
— Będzie to dla ciebie rozrywką, a potrzebujesz jej bardzo moja maleńka... Będziemy sobie gawędzić w parku, a nawet przejedziemy się łódką po rzece, jeżeli sobie będziesz życzyła.
— Jak się pani podoba...
— Czy jesteś kontenta, że zobaczysz mego syna i mego siostrzeńca?
— Z pewnością, pani, lecz ci panowie znajdą mnie bardzo zmienioną.
— Nie wież temu moje dziecko. — Jesteś troszeczkę blada, to i wszystko. — Nie niepokój się... sam niepokój wystarcza, żeby cię uczynić chorą. — Wszakże ci nic nie jest. — Poczciwy doktór Loubet, to bardzo uczony człowiek, chociaż tylko prosty, wiejski lekarz, bez trudu poradzi ci na te męczące palpitacye... Czy chcesz ażebym po niego posłała, ażeby cię sam znowu uspokoił?
— Oh, nie pani, nie czyń tego proszę! na co by się to przydać mogło?
— Aby cię uspokoić.
— Zapewniam panią, że żadnej nie czuję obawy. — Choroba przychodzi prędko, a ustaje powoli, wiem o tem... trzeba zostawić lekarstwu czas do działania.
— Masz słuszność moje drogie dziecko, jesteś taką, jaką cię widzieć pragnę... tego właśnie potrzeba, aby być zdrową.
Mówiąc te słowa pani de Garennes patrząc na Genowefę myślała:
— Spustoszenia, jakie to uczyniło w tak krótkim czasie, prawdziwie są zdumiewające! Ta mała nie myli się, że się zmieniła nie do poznania.
Genwefie pilno było powrócić do swego pokoju, aby swobodnie myśleć o Raulu.
— Pan i baronowo, rzekła zaraz po obiedzie, czuję się cokolwiek zmęczoną. Czy pozwoli mi pani oddalić się?
— Ależ naturalnie, pozwalam ci moje dziecię. Idź, odpocznij... Za godzinę przyniosę ci sama lekarstwo. — Gdybyś spała obudzę cię, gdyż doktór zalecił jak największą regularność w dawaniu lekarstwa.
— Ah! jaka pani jesteś dobra...
— Czyż to nazywa się być dobrą, jeżeli się ciebie kocha?
Genowefa odeszła.
Wszedłszy do swego pokoju i myśląc, że nazajutrz zobaczy Raula, zbliżyła się do zwierciadła z pewną zalotnością właściwą jej wiekowi, i spojrzała na siebie.
Pomimo woli, oczy jej napełniły się łzami...