Pani de Garennes, wzięła lornetkę, zbliżyła ją do oczu, i poznała również syna i siostrzeńca.
— Ależ moja droga, zawołała, masz bystry wzrok! Zresztą w twoim wieku, nic dziwnego.
Wstała.
Genowefa uczyniła toż samo, ale nie bez trudu.
Czekały stojąc nieruchomo.
Im więcej zbliżali się goście, tem bardziej młode dziewczę czuło się omdlewającem.
— Zdradzę się, jeżeli nie potrafię ukryć wzruszenia — myślała.
I z tą siłą woli, jaką umiała znaleść w sobie niekiedy, biedna dziewczyna potrafiła przybrać pozorny spokój.
Wicehrabia i baron zbliżali się ciągle.
Nie spostrzegli jeszcze dwóch kobiet.
Wtem baronowa postąpiła kilka kroków naprzód, zaczęła powiewać chustką i wołać:
— Filipie! Filipie!
Dwaj kuzynowie nagle odwrócili głowy w stronę skąd głos przychodził.
Jednocześnie obadwaj poznali baronowę i jej pannę do towarzystwa, lecz odległość była zbyt wielką, aby dostrzedz zmianę w powierzchowości młodej dziewczyny.
Powiewali chustką, tak jak to uczyniła baronowa, i przyśpieszyli kroku.
Raul patrzał się tylko na Genowefę.
Skoro dostatecznie się przybliżył, aby rozróżnić jej rysy, ogromnie się zadziwił i zadrżał.
— Mój Boże! zapytał Filipa z przerażeniem, cóż się to stało pannie Genowefie?
Baron uczynił toż samo co i jego kuzyn spostrzeżenie.
— Nie wiem, rzekł — zapewne jest cierpiącą.
Pan de Challins poczuł dreszcz przebiegający go po ciele.
Przebył szybko odległość dzielącą go od ciotki, i od tej którą uważał za swoją narzeczoną, ta ostatnia powitała go z uśmiechem, w którym malowała się nieograniczona miłość.
— Witam cię moje drogie dziecko! rzekła baronowa. — Twoja wizyta podwójnie robi mi przyjemność, ponieważ rozweseli być może tę biedną rekonwalescentkę.
Zwróciła się do młodej dziewczyny, która zdawała się z trudnością stać na nogach.
— Rzeczywiście, zawołał Raul niezdolny ukryć wzruszenia i niepokoju. — Panna Genowefa wydaje się chorą, tak jest zmieniona.
— Ah, to nic, panie de Challins, — odpowiedziało dziewczę z nowym uśmiechem, którem u usiłowało nadać wyraz uspokajający, — byłam cierpiącą, to prawda, ale teraz czuję się lepiej... o wiele lepiej... Za kilka dni będę zupełnie zdrowa.
— I cóż pani jest, panno Genowefo? zapytał Filip z wyrazem czułego zainteresowania. — Wszak starałaś się poradzić na to moja matko?
Po zamienieniu z synem szybkiego spojrzenia, baronowa odrzekła:
— Naturalnie moje dziecko, że starałam się, i to ze wszystkich sił. — Po pierwszych zaraz symptomatach niedyspozycyi, zawezwałam doktora Loubet.
— Cóż on powiedział?
— Że moja droga Genowefa, dotkniętą jest chorobą serca.
— Ależ to niebezpieczne! rzekł Raul, głosem złamanym ze wzruszenia.
— Byłoby niebezpieczne, gdyby złemu na czas nie zaradzono, odrzekła pani de Garennes. Na szczęście tak nie jest... Doktór Loubet, zapisał receptę i ma nadzieję że za kilka dni anormalne te palpitacye ustaną zupełnie.
Pan de Challins na chwilę nie spuszczał z oczu Genowefy, która zauważyła jego bladość.
— Doktór ma słuszność, pani, wyszeptała aby uspokoić Raula... Czuję się dziś o wiele zdrowszą, jedynie tylko idąc cierpię cokolwiek, jest to reszta osłabienia.
Wicehrabia zbliżył spiesznie, aby podać ramię Genowefie i podtrzymywać ją.
Filip będący bliżej, uprzedził go.
Odmówić, było niemożliwem.
Genowefa przyjęła więc ramię Filipa, rzucając spojrzenie pełne żalu na tego, którego kochała.
Raul zmuszony był podać rękę swej ciotce, i obie pary weszły do parku. Pan de Garennes szedł naprzód prowadząc chorą.
Widząc ją posuwającą nogami po ziemi z wysileniem, Raul czuł łzy spływające mu po policzkach.
Otarł je nieznacznie.
— A więc mój kochany siostrzeńcze, zapytała go baronowa, jakże stoją twoje interesa?
Musiał oddalić smutne myśli, aby odpowiedzieć.
— Jesteśmy na dobrej drodze. Filip dokonał cudów, cudów zręczności prawdziwie. — Mam silne przekonanie, że wkrótce, dzięki jemu, odkryjemy prawdziwych sprawców zbrodni, tych co chcieli mnie zgubić.
— Po śniadaniu opowiesz mi to ze wszelkiemi szczegółami. — Muszę dowiedzieć się o najdrobniejszych szczegółach waszych poszukiwań... Nic na świecie, tyle mnie nie obchodzi, co twoja sprawa, drogi Raulu; ale powiedz mi, ten tajemniczy doktór Gilbert, czy dobrze was przyjął.
— Bardzo dobrze, obaj z Filipem możemy go tylko chwalić.
Zbliżano się do willi...
Genowefa ledwo dyszała...
Wszedłszy do przedsionka, na wpół zaduszona zmuszoną była upaść na krzesło.
Baronowa, jej syn i siostrzeniec otoczyli ją.
— Jesteś pani z pewnością więcej chora, aniżeli to chcesz okazać! zawołał Raul.
— Nie panie, zapewniam pana — wyjąknęła Genowefa.
— Zdajesz się pani być bliską zemdlenia.
— Zwykła palpitacya, zabrakło mi oddechu... To nic...
— Trzeba zjeść cokolwiek, moje dziecię, rzekła baronowa... Od rana nic w ustach nie miałaś... Śniadanie powróci ci siły... Już późno. Chodźmy do stołu
Młoda dziewczyna w stała i Filip podawszy jej znowu rękę, zaprowadził do sali jadalnej.
Raulowi serce się ściskało.
Stan jego ukochanej Genowefy, wzbudzał w nim straszną obawę.
Zwolna palpitacye uspokoiły się, i lekki różowy koloryt pokrył wybladłe policzki chorej.
Śniadanie trwało długo.
Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/167
Ta strona została przepisana.
XXXVI.