Przenieśmy się teraz do willi w Bry-sur-Marne.
Oto co się tam działo: Genowefa myślała o bileciku włożonym przez Raula w wazon stojący na kolumnie wprost pawilonu, w którym znajdował się jej pokój.
Zamierzała zabrać ten papier jak tylko baronowa de Garennes zostawi ją samą, lecz gwałtowne przesilenie, po wypiciu łyżeczki codziennego lekarstwa, pozbawiło ją sił.
Zdawało jej się, że paraliż opanowuje jej członki, a rozpalone żelazo, przeszywa jej piersi i wnętrzności.
Kiedy kryzys nareszcie przeszła, młoda dziewczyna chciała się podnieść. Lecz bez sił upadła na poduszki.
— Mój Boże... wyjąknęła z rozpaczą... nie mogę!.. nie mogę!..
Zwolna, bezładne pulsacye serca ustały, uczucie palenia stało się mniej okrutne, członki od zyskały giętkość.
Wtedy Genowefa mogła zsunąć się z łóżka na ziemię.
W łożyła pantofle, okryła się szlafrokiem i głowę obwiązała jedwabną chusteczką.
Tak ubrana a raczej okryta, wyszła z pokoju, idąc z ostrożnością, schodziła zwolna w ciemnościach po stopniach schodów.
Zeszedłszy na dół młode dziewczę, musiało zatrzymać się, aby odpocząć.
Pulsacye serca stawały się znowu nierówne i gwałtowne.
Oparła się o ścianę, aby nie upaść i obiema rękami przyciskała piersi.
Po chwili znowu się uspokoiła.
Wtedy Genowefa udała się do drzwi wychodzących na ogród, otworzyła je po cichu, i zrobiwszy dwa kroki, poczuła powiew chłodnego wiatru oświeżającego jej twarz.
Było to uczucie nadzwyczaj miłe, które ją ożywiło.
Wytężyła słuch, i niespokojne spojrzenie rzuciła na główny korpus domu.
Wszędzie panowała ciemność i cisza.
Baronowa zapewne spała oddawna.
Genowefa uspokojona, przebyła odległość dzielącą ją od wazonu zawierającego w swem wnętrzu list Raula.
Weszła na ławkę, stojącą obok wazonu, sięgnęła ręką i poczuła w palcach palcach papier, wzięła go szybko i powróciła do swego pokoju.
Przechodząc próg drżała i nowe palpitacye dusić ją zaczęły.
Taką była jej niecierpliwość, że pomimo strasznego cierpienia, zbliżyła się do lampki nocnej stojącej na stoliku przy łóżku, i przy słabem tem świetle, jednym tchem odczytała bilecik.
Przeczytane słowa wzbudziły w niej obawę.
— Przychodzić tu w nocy — szeptała z przerażeniem — co za nierozsądek! szaleństwo! Niewątpliwie nie mniej jak on gorąco pragnę tego widzenia! Chcę mówić z nim, słyszeć z ust jego, że mnie zawsze kocha, ale jeżeli nas wyśledzą, jeżeli nas podejrzą... cóż się wtedy stanie? Nie śmiem o tem myśleć. Ależ nakoniec, nie mogę mu przeszkodzić, aby tu przyszedł... nie mogę nawet odradzić mu... Przyjdzie... a ja... ja... pójdę do niego.
Genowefa położyła się i zasnęła rozmyślając z radością połączoną ze strachem o spotkaniu się z Paulem nazajutrz wieczór.
Nie potrzebujemy dodawać, że sen młodej dziewczyny był niespokojny.
Pomimo tego, nad ranem, spokój powrócił i zasnęła głęboko.
Suche uderzenie w drzwi jej pokoju, wychodzące na korytarz, obudziło ją.
Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/173
Ta strona została przepisana.
XXXIX.