Raul uczynił wysilenie, aby powstrzymać okrzyk boleści, który tylko co z ust mu się nie wyrwał.
— Cokolwiek zmęczenia zapewne? wyjąknął.
— Więcej aniżeli zmęczenie, niestety! upadek sił zupełny, Genowefa znajduje się w stanie, który doktór Loubet uważa za bardzo niebezpieczny.
— Bardzo niebezpieczny!! powtórzył młody człowiek prawie tracąc zmysły.
— Tak niebezpieczny, że bardzo jest mało nadziei.
— I nie mówiłaś mi tego od razu, moja ciotko!! zawołał Raul. — Zamilczałaś przedemną tę przerażającą wiadomość.
Pani de Garennes miała oczy wlepione w Raula.
Widząc go drżącym, zbladłym, zrozumiała wszystko.
— Ah! myślała — więc się nie myliłam! To on jest kochankiem tej dziewczyny! To on wchodził do parku!..
— Proszę cię moja ciotko, błagam cię — mówił dalej Raul, składając ręce, pozwól mi zobaczyć pannę Genowefę.
— Ależ mój kochany chłopcze, co za szał cię ogarnia? zapytała baronowa udając głębokie zadziwienie. Stan mojej panny do towarzystwa, podwładnej, którą znam zaledwie, nie może przecie, dotykać cię do tego stopnia, abyś był aż tak wzruszonym!
Cóż więc w tem jest? Masz minę waryata!
— Szanuję bardzo tę młodą dziewczynę, wyjąknął Raul. To co się dowiedziałem, dotknęło mnie bardzo.
— Masz dobre serce, pojmuję tę litość jaką w tobie wzbudza biedna moja chora, ale znajduję, że forma tej litości jest przesadzoną, tom bardziej, że przed chwilą słowa źle myśl moją wytłómaczyły.
Raul odetchnął swobodniej.
— Jest więc nadzieja? zapytał chciwie.
— Dopóki życie nie zgasło, dopóty można mieć nadzieję — odrzekła pani de Garennes. — Nie chciałam bynajmniej ci powiedzieć, aby katastrofa miała bliską. — Genowefa żyć będzie może długie jeszcze lata.
— Ależ nakoniec niebezpieczeństwo istnieje?
— Zaprzeczyć byłoby niepodobna.
— A więc kochana ciotko, ponawiam moją prośbę... Pozwól mi zobaczyć pannę Genowefę.
— Czyż nie rozumiałeś, że ona leży w łóżku.
— Nic nie szkodzi.
— Szkodzi i bardzo. — Byłoby to całkiem nie na swojem miejscu, a nawet nieprzyzwoicie! Nie umiem sobie wytłómaczyć twego życzenia i nie zgaduję powodu podobnej prośby.
— Powodu!! — zawołał Raul, nie mogąc się dłużej powstrzymać. — Powód jest ten, że kocham Genowefę! Kocham ją i przysiągłem jej, że będzie moją żonę!..
Pani de Garennes, aby ukryć pomięszanie, zrobiła nagły giest, który można było przypisać zdziwieniu.
Uczuła dreszcz przebiegający ją od stóp do głowy, zawołała podnosząc w górę ręce, gwałtownym tonem:
— Co ja słyszę? — Ty, mój siostrzeniec, ty szlachcic, wicehrabia de Challins, miałbyś zaślubić Genowefę Vendame, moją pannę do towarzystwa podrzędną w domu osobę, prawie służącą! Ależ to szaleństwo!!
— A więc ciotko, mój kuzyn, Filip również był szaleńcem, ponieważ on także chciał zaślubić Genowefę Vendame?
— Nigdybym nie pozwoliła na to małżeństwo, ponieważ wiesz o projektach Filipa, wyznanie to uważam za bardzo dziwne! Ah! cóż to więc za nędzną grę, co za niegodną komedyę odegrywaliście ty i Genowefa w moim domu? Wszak miłość Filipa nie była dla ciebie tajemnicą, a nie mogłeś się zebrać na tyle uczciwości, aby powiedzieć twemu kuzynowi: Ja jestem przez nią kochany! Genowefa była z tobą w porozumieniu, udawaliście, że się nie znacie, i oszukaliście nas! Ah! Raulu, to bardzo źle, bardzo źle, to niegodne człowieka honoru!
Pan de Challins nie wiedząc co odpowiedzieć, i czując, że wina zdawała się być po jego stronie, pochylił głowę, wyjąknąwszy niezrozumiałe jakieś słowa.
— Teraz rozumiem wszystko! mówiła dalej baronowa z ogniem, widząc pomięszanie swego siostrzeńca — niespokojność Genowefy, jej ukrywanie się, ślady męzkich stóp w alejach parku. — Ty ośmieliłeś się dawać jej schadzkę, tu, pod moim dachem, bezwstydny! zapominając o szacunku, jaki należy mi się od was obojga!
— Ależ nieszczęsny chłopcze, wszak o mało życiem nie przypłaciłeś tego opłakanego romansu!
Przedwczoraj, Hieronim strzelał do człowieka, przechodzącego przez mur parku! Gdyby Hiero nim miał cokolwiek bystrzejsze oko, byłbyś padł ugodzony śmiertelnie! To straszne! Oto na co się narażałeś! W jak straszną rozpacz, przez ten krok nierozsądny, pogrążyłbyś mnie, na resztę mego życia... Widzieć cię tak umierającym! Czy sądzisz, że mogłabym się pocieszyć.
Raul chciał mówić.
Pani do Garennes nie dała mu czasu.
— Nie mam ci za złe, że kochasz Genowefę, mówiła. Nad sercem nie panuje się. — To co ci wyrzucam, co wam obojgu mam za złe, jest to brak szczerości. Oszukiwaliście nas niegodnie!..
— Daruj mi moja ciotko! zawołał Raul. — Bądź pobłażliwą dla błędów, do których się przyznaję, i teraz kiedy wiesz już wiesz wszystko, pozwól mi ją zobaczyć...
— Przebaczam ci, ale jej nie zobaczysz!! Czyż sądzisz, że ja jestem zdolną przyjąć na siebie rolę opiekunki twoich romansów?
— Genowefa jest czystą jak anioł, przysięgam ci na mój honor moja ciotko!
— O tem jestem przekonaną... Nigdybym cię nie posądziła o taką rozwiązłość, żebyś chciał mieć metresę pod moim dachem.
— Ona umiera!
— Raz jeszcze powtarzam, że to ogzageracya! Cierpi, ale być bardzo może, że wyzdrowieje... Zresztą jakkolwiek bądź jest, moja godność kobieca oburza się na to, abym miała dozwolić tobie z nią się zobaczyć, i naleganie twoje dziwi mnie bardzo...