Pochylił się ku niej i oparł swe usta na jej czole, Bóg tylko jeden wie z jak niezmierną czułością.
— Skończyłem już moje pytania, dziecię moje, rzekł nakoniec. Musimy już pożegnać cię i dozwolić ci spoczynku, którego bardzo potrzebujesz. Sądzę, że zbytecznem jest zalecać ci milczenie o naszej nocnej wizycie, która nie powinna być nikomu wiadomą. — Kiedy powrócimy? Niewiem. — Być może jutro, może pojutrze... lecz jeżeli nas nie zobaczysz, bądź bez obawy. — Każdym razem, po przyjęciu mikstury, wypij jeden łyk lekarstwa, które ci zostawiłem, a wszystko dobrze pójdzie... Nie zapomnisz o tem?
— Ah! mój przyjacielu strzedz się będę!
— A teraz objaśnij mnie...
— Co do czego?
— Czy w tym pawilonie na dole jest tylko jeden pokój?
— Są dwa, odrzekła Genowefa. Oprócz saloniku, jest jeszcze gabinet ze szklannymi drzwiami, okrytemi muślinową firanką.
— Czy gabinet ten zamyka się na klucz?
— Nie, mój przyjacielu.
— To dobrze... Czy masz tu gdzie pustą flaszkę, dodał doktór.
— Oto są trzy czy cztery, tam na komodzie.
Gilbert wziął jedną z nich i sprawdziwszy wysokość płynu we flaszce mikstury zaordynowanej przez doktora z Bry-sur-Marne, przelał zawartość jej do pustej flaszki, i zastąpił ją czystą wodą.
Genowefa przyglądała się temu z zadziwieniem.
— Niech cię to nie zastanawia, moje dziecię, rzekł, mam swoje powody, aby tak działać. — Nie spostrzegą się na zamianie... mówił dalej z bladym uśmiechem. Nic nie jest tak podobnem do wody zatrutej, jak czysta woda.
Doktór pozatykał flaszki, i włożył do kieszeni zawierającą digitalinę.
Raul wyciągnął ręce do Genowefy, która go z lekka do siebie przyciągnęła i poszepnęła mu do ucha.
— Dziękuję. Tobie zawdzięczać będę życie.
Pan de Challins przycisnął ją do piersi i złożył pocałunek na jej włosach.
— Z pomocą Bożą, uszczęśliwię te dwoje dzieci! myślał brat Maksymiliana.
Dodał głośno:
— Chodź Raulu.
Wicehrabia przekręcił napowrót klucz u drzwi dających na oszklony korytarz, aby wolne pozostawić miejsce; ręką przesłał pożegnanie Genowefie i udał się za doktorem.
Na dole, ten ostatni postawił na stole flaszkę z etykietą, zawierającą jedynie czystą wodę.
Wyszli z pawilonu i Raul pomimo zaprzątnięcia umysłu zamknął drzwi na klucz.
Wkrótce zniknęli poza klombami.
Pan de Challins chciał mówić...
— Milczenie!! rzekł Gilbert, rozkazującym tonem. Pomówimy później.
Dwaj ludzie doszli wkrótce do miejsca, przez które weszli do parku; przebyli mur i znaleźli się na zoranem polu.
Doktór wtedy zatrzymał się, i obracając się twarzą do willi, którą tylko co opuścili, rzekł głuchym głosem:
— Ah! nędznicy! — nie mieliście litości! ja również dla was będę bez litości!
Potem zwracając się do pana de Challins i biorąc go za ręce, dodał:
— I cóż, Raulu, czy wierzysz teraz, że Genowefa jest córką hrabiego de Vadans twego wuja?
— Wierzę stanowczo. — Odpowiedział młody człowiek.
— Wierzysz, że Genowefa jest podle zabijaną przez baronowę de Garennes i jej godnego syna?
— Niepodobna zaprzeczyć oczywistości.
— Czy wierzysz, że miałem słuszność, oskarżając twego kuzyna Filipa, kiedym ci mówił, że to on chciał cię zgubić?
— O tem również wątpić nie mogę, ale potworność tych zbrodni przeraża mnie! Czegóż oni chcieli, Filip i jego matka?
— Kiedy im się nie udało z tobą, widząc cię wolnym, pomimo zręcznie rzuconej potwarzy, Filip postanowił zaślubić Genowefę, aby zabrać całą fortunę hrabiego de Vadans; ponieważ zaś Genowefa odmówiła zostać jego żoną, zabija ją, ażeby przynajmniej część tego majątku z rąk mu się nie wymknęła. To on ukradł testament hrabiego, a ten testament wyjawiał istnienie Genowefy. Za sprawą szatana, wypadek połączył z nim Juliana Vendame, i lokaj stał się wspólnikiem, pana, wydając mu na śmierć anielskie stworzenie, które nazywał swoją siostrą.
— Trzeba pomścić Genowefę! zawołał Raul.
— Pomścimy ją, i ciebie jednocześnie.
— Czy nie obawiasz się już więcej o nią, doktorze.
— Nie... Zostawiłem jej potężny antydot, który unicestwi wszelki zamach... Wlewając czystą wodę zamiast mikstury z dygitaliną, zmniejszam tem samem skutek trucizny... Ta zaś którą nalewać będą Genowefie, przy energicznem oddziaływaniu, pozostanie bez skutku.
— Cóż będziemy teraz robić?
— Zobaczysz zaraz. — Chodź moje dziecię?
I Gilbert pociągnął za sobą Raula.
Woźnica który ich przywiózł z Paryża, oczekiwał w pobliżu dworca, siedział na koźle w głębokim śnie pogrążony.
Pan de Challins obudził go, wsiadł wraz z doktorem do fiakra, i koń zmęczony poszedł wolniejszym krokiem.
Cokolwiek przed wschodem słońca przybyli na plac Bastylli.
Gilbert wysiadł z Raulem, szukał okiem jakiegoś otwartego zakładu, wszedł do małej kawiarni lub raczej restauracyi, której okiennice garson właśnie otwierał.
— Dwa kieliszki chartreuse verte i podręcznik kolei żelaznych, rzekł Gilbert wchodząc do kawiarni.
Obie te rzeczy podano im natychmiast.
Gilbert otworzył podręcznik i w tablicy alfabetycznej szukał nazwiska Nanteuil.
Słowo to znajdowało się na stronie 70. litera B.
Na tej stronnicy i pod tą literą, szukał godzin pociągów odchodzących z Paryża w stronę Nanteuil-le-Haudoin.