Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Masz powóz? zapytał go.
— Mam.
— A więc siadajmy, w drodze będziemy rozmawiać.
Pan de Challias zaprowadził go do powozu i zapytał:
— Gdzie jedziemy?
— Powiem ci, kiedy objaśnisz mnie, czy znajdziemy w domu twego kuzyna Filipa...
— Nie... Znajdziemy tylko jego służącego Juliana Vendama.
— Jesteś tego pewny?
— Najzupełniej pewny... Filip ma zabawić kilka dni w Bry-sur-Marne.
— Domyślam się tego... A więc jedźmy na ulicę Assas.
Raul dał adres woźnicy i koń ruszył z miejsca szybkim kłusem.
— Zaniosłeś mój list do pałacu Sprawiedliwości? rzekł Gilbert.
— Zaniosłem, kochany doktorze... Szef Bezpieczeństwa, którego przypadkiem spotkałem w sali des Pas-Ferdus, wziął na siebie oddanie listu do własnych rąk prokuratora Rzeczpospolitej.
— Wybornie. — A więc mogę już odpowiedzieć ci na pytanie, które umierasz z niecierpliwości aby mi zadać... Widziałem Mikołaja Vendame...
— A więc sprawdziły się nasze przypuszczenia?
— Pod tym względem żadnej nie ma wątpliwości... Genowefa jest legalną córką twego wuja hrabiego Maksymiliana de Vadans.
Gilbert opowiedział młodemu człowiekowi wszystko co się stało w Nanteuil-le-Haudoin, i pokazał mu deklaracyą złożoną u mera.
— Ten kwit wystawiony przez Mikołaja Vendame Honorynie Lefebvre, zawołał Raul, musiał być wręczony mojemu wujowi.
— Naturalnie, i dołączony został do ukradzionego testamentu. Tym sposobem Filip dowiedział się o wszystkiem.
— Zniszczył go pewno.
— Nie, nigdyby tego nie uczynił.
— Dla czegóżby miał chować papier tak kompromitujący?
— Ponieważ papier ten po śmierci Genowefy służyłby do stwierdzenia jej tożsamości, a tem samem do wejścia w posiadanie sukcesyi po hrabi de Vadans.
— Kwit ten więc jest u niego?
— Postaramy się o tem dowiedzieć.
— Powóz zatrzymał się na ulicy Assas przy drzwiach mieszkania Filipa.
Dwaj ludzie wysiedli i doktór zadzwonił.
Po chwili drzwi się otworzyły.
Julian ukazał się.
Ujrzawszy Raula i jego towarzysza, lekko pobladł, i pośpiesznie powiedział:
— Pana barona niema w domu i dziś nie powraca. — Miałem zaszczyt powiedzieć to już z rana, panu wicehrabiemu.
— Nie do barona de Garennes przychodzimy, rzekł Gilbert, wchodząc do przedpokoju, — ale do ciebie mości Julianie Vendame...
— Do mnie! wyjąknął służący.
— Do ciebie samego. — Wejdź Raulu.
Pan de Challins próg przestąpił.
Kamerdyner, pojmując, że stanie się coś nadzwyczajnego, i odgadując, że to coś nie będzie bardzo przyjemnem, z trudnością mógł zapanować nad pomięszaniem, i zachować zimną krew.
— Wprowadź nas do pokoju, w którym moglibyśmy swobodnie pogadać — rozkazał Gilbert.
Vendame zaprowadził przybyłych do gabinetu do pracy swego pana, i otworzył drzwi.
Raul wszedł pierwszy.
— Wchodź! rzekł Gilbert do Juliana.
— Ależ, panie doktorze...
— Wchodź! powtórzył brat Maksymiliana, głosem spokojnym lecz nakazującym.
Kamerdyner był posłuszny, wszedł blednąc coraz bardziej.


LIV.

Kiedy Vendame próg przestąpił, Gilbert wszedł z kolei, zamknął drzwi, wziął krzesło i usiadł opierając się o drzwi plecami.
— A cóż panie doktorze... wyjąknął kamerdyner — czego pan chce odemnie?
— Chcę wiedzieć, wiele ci przyrzekł twój pan baron Filip de Garennes, aby kupić twoją pomoc w zbrodniach, które już spełnił, i w tych które przygotowuje.
Julian zatrząsł się.
Z bladego którym był już, stał się sinym.
Jednakże zdołał się jeszcze uśmiechnąć z przymusem i odpowiedział:
— Zbrodnie!! pan doktór żartuje...
— Do tego stopnia nie żartuje, że jak mi nie odpowiesz, każę cię natychmiast aresztować! odrzekł Gilbert — zapieranie się, na nic się nie przyda. Człowiek o włosach, a raczej peruce czerwonej to ty! Tyś kupił trumnę na ulicy Chemin Vert! Ty przebrany za wieśniaka chodziłeś do Chapelle-en Serval i do Pontarmé! Ty pomagałeś twemu panu w zamianie trumien! Tyś wprowadził Genowefę Vendame a raczej Genowefę de Vadans, do domu baronowej de Garennes, zkąd przypuszczałeś, że żywą nie wyjdzie... No cóż panie Julianie, trochę szczerości! Ten raz jeden, nie znaczy to zawsze! Niewątpliwie winieneś