Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/209

Ta strona została przepisana.

— Potrzebuję kopii tych dwóch papierów, rzekł, pokazując je amerykaninowi. — Kopii tak doskonale imitowanych, żeby nie można było rozróżnić ich od oryginałów.
— Nic łatwiejszego.
— Podejmujesz się pan tej roboty?
— Z największą chęcią.
— Uprzedzam pana, że mi pilno.
— Cztery godziny wystarczą mi do wykonania tych kopii.
— Dobrze więc, cztery godziny — teraz jest wpół do czwartej, o wpół do ósmej będę tu.
— Robota będzie gotowa.
Poczem doktór wyszedł wraz z towarzyszami.
— Któż to taki, ten pan Williams Witt, zapytał Raul schodząc ze schodów.
— Łotr skończony, odpowiedział Gilbert — fałszerz niesłychanej zręczności, dla którego zbyt częste produkowanie się z tym talentem, uczyniło pobyt w Ameryce cokolwiek niezdrowym, ale dopiero już po zrobieniu majątku. — Znałem go w New-Yorku, bardzo chorego, opuszczonego przez lekarzy... Leczyłem go i wyratowałem mu życie... Jest mi wdzięczny i odda nam wielką przysługę.


LV.

— Teraz, mówił dalej Gilbert, upadam z głodu, nic jeszcze w ustach nie miałem. Pójdźmy do restauracyi posilić się czemkolwiek, nie będziemy bowiem mieli czasu uczynić tego później... Zawieź nas do „la Tour d’Argent“...
Vendame milczący i blady, nie pewny przyszłości, poszedł za dwoma panami, do gabinetu restauracyi la Tour d’Argent, na quai Saint-Bernard.
— Może ci się jeść chce? zapytał go Gilbert. — Czy chcesz abym ci kazał coś podać?
— Dziękuję panu. Niepodobnaby mi było przełknąć cośkolwiek.
— A więc siadaj tam w rogu, i czekaj.
— Dobrze, panie.
Doktór i Raul zajęli miejsca przy stole i umyślnie przeciągali obiad, aż do chwili powrotu do Williamsa Witt.
Nakoniec o kwadrans na ósmą, po zapłaceniu rachunku, powrócono na ulicę Pont-Louis-Philippe.
Gilbert sam poszedł na górę.
Amerykanin słowa dotrzymał.
Pokazał doktorowi jednocześnie, oryginały papierów które mu oddał doktór i ich kopie.
— Ależ to cudowne! zawołał Gilbert, niepodobna rozróżnić prawdziwych od kopii!
— Naznaczyłem kopie małym krzyżykiem, aby uniknąć pomyłki, odrzekł Williams Witt. Spojrzyj pan, i wskazał znak uczyniony na marginesie.
Doktór wręczył mu dwa tysiące franków i wyszedł.
Na ulicy oddał Gilbert Julianowi kopertę rozdartą zawierającą dwa dokumenta skopiowane, i rzekł mu:
— Włożysz tę kopertę do szuflady, którą otworzyłeś.
— Dobrze panie, a potem co mam robić?
— Przyjedziesz połączyć się z nami do Nogent-sur-Marne.