— O której godzinie?
— Około dziewiątej.
— Gdzie panów znajdę?
— W hotelu na dworcu, odpowiedział Raul.
Gilbert mówił dalej:
— Bądź tylko z pewnością na umówionom miejscu... Nie probój uciekać, toby cię zgubiło.
— Powiedziałem ci i powtarzam, że jedyną twoją szansą ocalenia, jest być posłusznym.
— Pan doktór może być pewny, że ściśle wykonam jego rozkazy.
— Jeżeli przypadkiem przyjedziesz przed nami, będziesz czekał.
— Dobrze, panie doktorze...
— A teraz idź...
Vendame odszedł, Gilbert zaś wsiadł do powozu z panem de Challins, dając rozkaz woźnicy udania się do Nogent-sur-Marne.
Kamerdyner Filipa wracał ze spuszczoną głową na ulicę Assas.
Czuł się literalnie przybitym.
Ciemności z taką sztuką zgromadzone, otaczające obu wspólników, zniknęły.
Wszystko było odkryte, a przynajmniej prawie wszystko, i wkrótce zapewne ohydne i niepotrzebne morderstwo wyjdzie na jaw.
Vendame stracił całą swoją zwykłą energię i krew zimną.
Był w strachu...
Zapytywał siebie, czy nie lepiej byłoby uciec, pomimo gróźb doktora...
Uciec!.. łatwo to się mówi!..
Gdzie się uda?
Obecne jego środki, ograniczały się do minimum, a policya wypuszczona za jego śladami, niewątpliwieby go schwytała.
Przyrzeczenie doktora, jedyną stanowiło dla niego nadzieję. Schwycił się jej jak rozbitek uczepiający się szczątków statku, i powiedział sobie, że należy się poddać i wykonać otrzymane rozkazy.
W skutek tego postanowienia, wrócił do mieszkania swego pana; wsunął w szufladę sprzętu, otworzonego przez siebie, kopertę którą Gilbert mu wręczył, zamknął szufladę, opuścił pawilon i kazał się zawieść na dworzec Wschodni, gdzie wsiadł w pociąg odchodzący do Nogent-sur-Marne.
Filip de Garennes wraz z matką oczekiwali nocy z niecierpliwością, aby zadać ostateczny cios.
W ciągu całego tego dnia, Genowefa zatopiona w sobie, aby swobodnie myśleć o zdarzonych wypadkach, wydawała się w zupełności upadłą na siłach do tego stopnia, że baronowa wierzyć poczęła w słowa doktora Loubet, że zadanie ostatniej dozy zatrutej mikstury, mogłoby być zbytecznem.
Filip przeciwnego był zdania i starał się zwalczyć wahanie swojej matki. Ułożono więc, że Genowefa tak jak wczoraj o jedenastej w nocy, zażyje dozę morderczego płynu.
Pomimo potrójnej stali opancerzającej zatwardziałe serca dwojga nędzników, wobec nadchodzącej chwili ostatecznej, uczuwali dziwne wzruszenie powodujące rodzaj gorączki, i które starannie jedno przed drugiem starali się ukrywać.
Obiad przeszedł w milczeniu.
Wstawszy od stołu, Filip czytał dzienniki, a baronowa wzięła w rękę jakąś robotę.
Młody człowiek znalazłby się w wielkim kłopocie, gdyby go zapytano, o znaczenie wyrazów dziennika, w który miał oczy wlepione.
Myśl jedna umysł jego zaprzątała.
— Dla czego Raul nie przyjechał? pytał siebie.
I nie mógł znaleść na to pytanie odpowiedzi.
W pół do dziesiątej biło, kiedy powóz wiozący Gilberta i Raula de Challins, stanął przed stacyą kolei w Nogent-sur-Marne.
Doktór wysiadł pierwszy i zbliżył się do prokuratora Rzeczypospolitej, którego dostrzegł w towarzystwie szefa Bezpieczeństwa i sędziego śledczego.
— Zastosowałem się do życzenia wyrażonego w pańskiem liście, jak pan widzi, rzekł prokurator, ściskając go za rękę — jesteśmy punktualni.
— Dziękuję panom z całej duszy, i nie będziecie panowie żałowali okazanego mi zaufania.
— Obiecałeś pan nam wiele rzeczy na dziś wieczór.
— Dotrzymam więcej aniżeli obiecałem. Na teraz mam do panów jeszcze jedną zanieść prośbę.
— Jakąż?
— Żebyście panowie w dalszym ciągu okazali mi to zaufanie, jakiem mnie dotychczas zaszczycaliście, i oddali się pod moją dyrekcyę.
— Dla tego tu jesteśmy... chwilowo abdykujemy w pańskie ręce.
— Muszę panów uprzedzić, że trzeba będzie wdrapywać się przez mur do parku.
— Wdrapywać się przez mur! powtórzył prokurator bardzo zadziwiony.
— Jest to rzecz nieunikniona...
— Uczynimy to...
— A więc panowie, jeżeli chcecie puszczajmy się w drogę.
Raul dał rozkaz woźnicy, aby stanął przed kawiarnią dworca.
Vendame znajdował się tam. Wyszedł na spotkanie Raula.
— Co pan wicehrabia ma mi do rozkazania? zapytał swobodnym tonem, gdyż w drodze z Paryża odzyskał cokolwiek energii.
— Czekaj tu na nas.