Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Upadła na kolana przy śmiertelnem łożu i ukrywając twarz w dłoniach, zdawała się modlić.
Gwałtowność konwulsyi zmniejszała się.
Widocznie męczennica utraciła siły, nawet do cierpienia.
Filip wpatrzył się wzrokiem jakby obłąkanym w to ciało dziewicze, w którem trucizna kończyła swe dzieło.
Zimny pot wystąpił mu na skronie.
Nagle Genowefa podnosząc się nawpół, zwróciła na niego swe błędne oczy.
Usta jej poruszyły się, jak gdyby mówić chciała.
Filip ogarnięty szalonym strachem, cofać się począł aż do ściany, oparł się o nią plecami drżąc cały.
Nagle konwulsyjnie skurczone członki młodej dziewczyny wyprostowały się; upadła na wznak głębokie wydając westchnienie, i więcej się nie poruszyła.
— Skończyło się! niestety! skończyło się!! wyjąknęła baronowa, głosem jak gdyby złamanym ze wzruszenia, a właściwie stłumionym. Biedne drogie dziewczę, teraz dopiero czuję, jak cię koohałam!!
I ten potwór hypokryzyi miał odwagę przyłożyć usta do nieruchomej ręki swojej ofiary!
Filip przykładając chustkę do suchych oczu, zdawał się łzy ukrywać. Służąca nadbiegła.
— Julio — rzekła do niej baronowa wstając, — będziesz przy niej czuwać, nieprawdaż?
— Dobrze pani... Ona tak była dobrą, tak łagodną, nie będę się obawiać.
I Julia uporządkowawszy łóżko zmarłej, uklękła i zaczęła się modlić, zanosząc się od płaczu.
Pani de Garennes i jej syn, z pomięszaniem malującem się na twarzy, opuścili pokój i powrócili do salonu.
Gdy się sami znaleźli, twarze ich uspokoiły się.
— Nakoniec, rzekła baronowa, jesteśmy pewni jednej części sukcesyi. Aby tylko Vendame przyjechał złożyć deklaracyę.
— Przyjedzie, nie wątp o tem matko, odrzekł Filip.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Vendame istotnie jutro miał przybyć.
Gilbert odbył z nim próbę komedyi, jaką odegrać należało w willi, i łotr zobowiązał się formalnie, wykonać co do słowa otrzymany rozkaz.
W chwili udania się w drogę, doktór zatrzymał go słowami:
— Zaczekaj... Pan do Challins będzie ci towarzyszył.
— Ja!! zawołał Raul.
— Tak, mój chłopcze... Jest to konieczne... Inaczej nie zrozumianoby, że wiedząc o pogorszeniu się stanu Genowefy, nie przyszedłeś jej odwiedzić... Będzie się zdawało, że spotkałeś Vendama na kolei, i od niego dowiedziałeś się o rozpaczliwym stanie dziewczęcia... Idź, idź potrzebujesz odwagi, przyznaję. Pomyśl o naszej bliskiej zemście. — To ci wystarczy, aby jej nabrać.
I doktór uścikał rękę Raula, który poszedł w towarzystwie Vendama.
Od godziny, szef Bezpieczeństwa, po porozumieniu się z Gilbertem, udał się do merowstwa Bry-sur-Marne.
O tak rannej porze, nie można było się spodziewać zastać mera, lecz jego sekretarz znajdował się już na swojem stanowisku.
Szef Bezpieczeństwa przedstawił się temu ostatniemu, wymienił mu swoje tytuły i rzekł:
— Potrzebuję w interesie wielkiej wagi, rozmówić się z panem merem bezzwłocznie.
Na co sekretarz odrzekł:
— Każę go natychmiast uprzedzić. — Mieszkanie jego niedaleko stąd... Za pięć minut będzie tu.


LVII.

Sekretarz wydał rozkaz woźnemu, który zarazem był odźwiernym domu gminy, i zanim pięć minut upłynęło, pan mer bogaty kupiec miejscowy, przybiegł z pośpiechem.
Wprowadził szefa Bezpieczeństwa do swego gabinetu, gdzie obadwaj rozmawiali przez kwadrans.
Urzędnik stanu cywilnego zawołał swego sekretarza, dał mu instrukcye, które sam otrzymał, poczem szef Bezpieczeństwa poszedł połączyć się z Gobertem.
— Wszystko już przygotowane, rzekł mu, — pozostaje nam tylko zająć się tem co pan sobie życzysz. Udajmy się do biura najmu mieszkań.
Biuro to znajdowało się w pobliżu.
— Czy masz pani do najęcia umeblowany pawilon? zapytał Gilbert dyrektorki, która odrzekła:
— Mam ich kilka. Jaką cenę życzysz pan sobie płacić?
— Cena mało mnie obchodzi, aby tylko pawilon posiadał pewne warunki.
— Jakież to warunki?
— Chciałbym, żeby był między podwórzem a ogrodem, o ile to być może odosobniony, i chodzi mi o to, aby ogród był duży i bardzo zacieniony.
— Na jak długi czas masz pan zamiar wynająć
— Na trzy miesiące.
— Najmniejszy termin, na jaki upoważnioną jestem wynająć, jest sześć miesięcy.
— Niech będzie na sześć miesięcy.
— A więc racz pan iść za mną. — Zdaje się, że będę mogła pana zadowolnić.