knionego jak jego fizyonomie, będąca dla przysięgłych i członków sądu prawdziwą zagadką.
Części popularnej audytoryum zdawało się, że się znajduje na trzeciej galeryi bulwarowego teatru, oczekując rozpoczęcia pierwszego przedstawienia, bardzo wzruszającego dramatu.
Zaraz po dokonaniu formalności legalnych, Pisarz odczytał akt oskarżenia, zdający sprawę z głównych faktów, nie wspominając o poszukiwanych dokonanych przez doktora Gilberta i ich rezultatach.
Haul de Challis był oskarżony:
1) o otrucie swego wuja, hrabiego Maksymiliana de Vadans, w celu odziedziczenia po nim majątku;
2) o wykradzenie testamentu swego wuja;
3) o usiłowanie usunięcia trupa.
Aktowi oskarżenia niewątpliwie brak było silnej podstawy, nie mniej wzbudzał on interes, dramatycznego i ciekawego romansu.
Czytanie trwało godzinę.
Prokuratorya zdawała się przedstawiać winnę pan a de Challins, jako nie podlegającą wątpliwości.
Przypisywała niesłychanej zręczności oskarżonego utrzymanie tajemnicy otaczającej fakta spełnione i odkrycia dokonane po aresztowaniu.
Filip notował bez przerwy.
Badanie rozpoczęło się.
Raul odpowiadał ściśle i jasno, nie tracąc na chwilę spokoju.
Głos jego tylko, chwilami cokolwiek drżący, zdradzał wzruszenie.
Badanie to trwało bardzo długo, każde bowiem główne pytanie, wywoływało ze dwadzieścia pytań ubocznych.
Zdawało się, jak gdyby Prezes sądu umyślnie je mnożył.
Zdarzyła się nakoniec sposobność, ażeby Raul mógł wyrzec słowa, które uczyniły głębokie wrażenie:
— Istotnie panowie, uważam całkiem zbytecznem usprawiedliwiać się, że nie jestem sprawcą zbrodni, która nie została spełnioną! Autopsya wykazała, że hrabia de Vadans, mój wuj, o otrucie którego jestem oskarżony, nie przyjął nigdy ani jednego nawet atom u trucizny! Będziecie panowie mieli tego dowody...
Odczytano raport doktora Gilberta, aprobowany przez doktora sądowego delegowanego przez w ładzę sądową.
Opis, podany przez doktora Gilberta, zdający sprawę ze sposobu, w jaki znalazł trumnę na polu Pontarmé, podbudził do najwyższego stopnia ciekawość słuchaczy.
Stokroć bardziej aniżeli akt oskarżenia wyglądało to na romans, nigdy zaś akcya romantyczna nie była dziwniejszą i bardziej wzruszającą.
Dochodziła szósta wieczorom, kiedy czytanie tego długiego protokółu zostało ukończone.
Prezes sądu zawiesił audyencyą, odkładając do jutrzejszego dnia dalszy ciąg badania oskarżonego i świadków.
Odprowadzono Raula do Conciergerie, Filip zaś po zamienieniu z nim kilku słów, zbliżył się matki, która czekała na niego i udał się z nią na ulicę. Madame, gdyż baronowa opuściła już Bry-sur-Marne i powrócić tam nie miała zamiaru.
— Stanowczo nie pojmuję, rzekł do niej, dla czego akt oskarżenia w taki sposób jest ułożony, ani też dlaczego Prezes w ten sposób prowadzi rozprawy. Wydaje się, jak gdyby tak akt oskarżenia, jak i Prezes, zdawali się nie zwracać wcale uwagi, na uczynione zeznania.
— Cóż z tego wnosisz? zapytała pani de Garenes.
— Wnoszę z tego widoczną złą wolę względem Raula... Nie znaleziono człowieka o czerwonych włosach... Stanowi to ciężki przeciwko Raulowi zarzut.
— Sądzisz więc, że wyrok potępiający jest możliwy?
— Wszystko jest możliwe. — Zniknięcie testamentu może się również zwrócić na jego niekorzyć.
— Byłoby to prześlicznie, dla naszych interesów!
— Zapewne, ale jest moim obowiązkiem bronić całemi siłami mego kuzyna i sprowadzić do nicości argumenta oskarżenia, inaczej skompromitowałbym się.
— Może źle uczyniłeś, przyjmując tę obronę.
— Czyż podobna było nie podjąć się jej? — odrzekł Filip, wzruszając lekceważąco ramionami.
Powróciwszy wieczorem do siebie, zastał Vendama, ze strasznie zmienioną twarzą.
— Cóż ci jest u dyabła? zapytał go.
— Boję się.
— Czego?
— Wszystkiego.
— Ależ to niedorzeczne!...
Pan de Garennes pobieżnie opowiedział swemu wspólnikowi to co się stało na audyencyi sądowej, i zakończył, wykazując korzystne przewidywania, o których wspominał już matce.
Wrażenie, jakie to wszystko wywołało, nie takiem było wcale jakiego Filip oczekiwał.
Zamiast uspokoić Vendama i dodać mu otuchy, słowa Filipa zwiększyły jego przerażenie.
Zdawało mu się, że widzi jak przez mgłę, a raczej pewnym był jakieś tajemniczej i strasznej kombinacyi doktora Gilberta.
Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/224
Ta strona została przepisana.