— Postarasz się o nich.
— A jeżeli pani hrabina, gdy zmysły odzyszcze, zapyta mnie się, co się stało z jej córką?... Jeżeli pan Gilbert pytać mnie będzie?
— Odpowiesz im, żeby się z tem pytaniem zwrócili do mnie, jeśli się ośmielą... a przysięgam, że się nie ośmielą.
— Będę panu posłuszną, panie hrabio.
— A teraz posłuchaj, w twoim własnym interesie powiem ci: jeżeli tajemnica mojej hańby wyjdzie na jaw przez ciebie, jak prawdą jest, że hrabina jest nędznicą, a brat mój niegodziwcem, tak cię zabiję!...
Honoryna zadrżała słysząc te słowa wypowiedziane z wyrazem zimnego postanowienia.
— Będę milczeć — wyszeptała.
— To dobrze... Pozostań przy tej kobiecie... zobacz czem można jej pomódz... Powrócę, jak się dzień zrobi.
I Maksymilian odszedł do pokoju, który zwykle zajmował, podczas pobytu w Compiègne.
Koniec nocy był okropny, zemdlenie Joanny przeszło w stan strasznej gorączki.
Honoryna lada chwila oczekiwała skonania hrabiny.
O wschodzie słońca Maksymiliąn wszedł do pokoju.
— Panie hrabio — rzekła do niego Honoryna — stan chorej jest bardzo niebezpieczny... Proszę pana o sprowadzenie lekarza...
— Nie — rzekł pan de Vadans — trzebaby lekarzowi powiedzieć tajemnicę, którą chcę ukryć przed całym światem.
— Jednakże, moja odpowiedzialność...
— Powiedziałem raz nie! to nie! — przerwał hrabia.
— A więc żona pańska umrze...
— Będzie to słuszna kara za jej zbrodnię...
— Oh! jesteś pan bez litości!
— Bez litości, tak jak ona była bez wstydu.
Honoryna pochyliła głowę. Dreszcz przerażenia wstrząsnął jej ciałem.
Maksymilian mówił dalej:
— Oddalę Kacpra, którego obecność może nam zawadzać. Ty, zajmij się wynalezieniem świadków i zamów na wieczór powóz, aby zawieść dziecko do piastunki którą wyszukasz. Potem powrócisz tu i razem udamy się do merowstwa.
— Będę posłuszna — rzekła Honoryna.
— Liczę na to.
Pan de Vadans opuścił szalet, udał się do Kacpra i dał mu polecenie wymagające natychmiastowego oddalenia się i zatrzymujące go zdala od Compiègne, aż do późnej nocy.
Jak tylko Kacper oddalił się, Honoryna z kolei wyszła, aby wykonać polecenia hrabiego. Powróciła po upływie godziny, umówiwszy świadków, jakiegoś cieślę i robotnika, mieszkających na przedmieściu, i zamówiwszy powóz, który miał przybyć o samym zachodzie słońca.
Honoryna niosąc dziecko, starannie ukryte pod ciepłem futrem, udała się na parę minut przed hrabią do merowstwa, gdzie oczekiwali świadkowie.
Dziecko zostało zapisane w księgach stanu cywilnego pod imieniem Genowefy, córki Maksymiliana de Vadans i Joanny z domu de Viefville, jego żony.
Cieśla i robotnik zostali wynagrodzeni za fatygę, poczem hrabia pojechał do Paryża, zkąd miał powrócić o piątej popołudniu.
Honoryn a powróciwszy do szaletu, pospieszyła z pomocą Joannie, której gorączka nie ustępowała i coraz większy brak sił okazywał się.
Doktór Gilbert urządził w szalecie podręczną aptekę w jednym z pokoi. Choć bardzo ograniczone były wiadomości medyczne Honoryny, umiała ona jednakże przygotować jakąś miksturę, dała ją chorej, wskutek czego okazały się skutki łagodzące.
Poczem oczekiwała powrotu hrabiego, rozmyślając. Myśli Honoryny formułowały się mniej więcej w ten sposób:
— Co za niespodziane szczęście! — mówiła sobie. Będę bogatą! Pięćdziesiąt tysięcy franków! To majątek o jakim nigdy nie śmiałam marzyć! Ale położenie moje jest szczególne... Jeżeli pan Gilbert zacznie mnie wypytywać, znajdę się w wielkim kłopocie co mu odpowiedzieć... a jednak muszę milczeć... będę milczała... przyrzekłam... Dostanę trzydzieści tysięcy franków za milczenie, a zresztą gdybym powiedziała, hrabia zabiłby mnie... Powiedział to wyraźnie! Najprostszą byłoby rzeczą opuścić kraj, w którym mnie nic nie zatrzymuje... Pan Gilbert zatraci mój ślad i nie będę obawiać się wypytywania z jego strony... Tak jest, to będzie najlepiej... wyjadę...
Po chwili milczenia Honoryna rozpoczęła na nowo:
— Jedna rzecz mnie kłopocze... ta biedna kobieta... Jest zgubiona, zgubiona stanowczo, a ponieważ nie wezwano żadnego lekarza, jej śmierć może mieć dla mnie fatalne następstwa... Ale, ba! na tym świecie każdy pewinien myśleć o sobie! Jeśli będą mnie niepokoić, jeśli sądy zechcą nos wtykać w moje interesa, powiem wszystko... Tem gorzej dla tajemnicy hrabiego... Nie będzie mógł mnie tego wziąść za złe... wobec sądu zmuszoną byłabym powiedzieć prawdę.
Maksymilian na krótko tylko zjawił się w pałacu przy ulicy Garancière, aby zmienić ubranie i zabrać walizę z bielizną.
Zapowiedział służbie, że powraca do Compiègne do hrabiny niebezpiecznie chorej.
— Czy pan hrabia nie zabierze swych ludzi ze sobą? — zapytał kamerdyner.
— Nie potrzeba, służba uorganizowaua w szalecie przez mego brata, jest wystarczającą... — odrzekł pan de Vadans.
I dodał:
— Czy widziałeś dziś pana Gilberta?
— Widziałem panie hrabio, dziś rano... godzinę tylko bawił w pałacu i wyszedł, wziąwszy z sobą walizę... Widząc go zrozumiałem, że nie dobrze idzie w szalecie, lecz miał wyraz twarzy tak ponury, że nie śmiałem zapytać.
— Istotnie wszystko źle idzie w szalecie, i twarz mego brata powinna być ponurą...
Poczem w siadł do fiakra, który go przywiózł.