Gilbert odszedł.
— To com się dowiedział, upewnia mnie co do jednego punktu: furgon zatrzymał się w Pontarmé, i stał tam około siedmiu godzin. Miejsce w którem Agra i Nello wytropili trumnę, leży na terytoryum Pontarmé, najwyżej o dwa kilometry od wioski. W Pontarmé zatem, podczas nocy, świętokradzka ta zamiana została dokonaną. Raul de Challins towarzyszył furgonowi pogrzebowemu, on zatem spełnił zbrodnię... nikt inny... ale dla czego? Zawsze wychodzi dziwna zagadka, której rozwiązania znaleźć nie mogę!... Znajdę je jednakże! Tak jest, koniecznie muszę znaleźć, przyszłość rzuci na to światło. Teraz zajmę się Genowefą... muszę się dowiedzieć czy ona żyje czy też umarła... Honoryna Lefebvre wyniosła się do Vic-sur-Salon... Pojadę tam odnaleźć ją i to dziś jeszcze, nie czekając jutra!...
Gilbert napowrót wsiadł do fiakra.
— Na dworzec Lyoński — rzekł do woźnicy.
Na dworcu dowiedział się o godzinach odejścia pociągów do Joiguy, stacyi do. której należy dojechać udając się do Vic-sur-Salon, oddalonego się od Joigny o osiem do dziesięciu kilometrów.
Pociąg pośpieszny wychodził z Paryża o siódmej minut czterdzieści, stawał w Joigny na kilka minut przed wpół do jedenastej.
Gilbert postanowił pojechać tym pociągiem.
Przenocuje w Joigny i nazajutrz każe się zawieźć do Vic-sur-Salon.
Tak zdecydowawszy, zjadł obiad w bufecie dworca, i o siódmej minut czterdzieści pojechał do Burgundyi na poszukiwanie Honoryny Lefebvre.
Tegoż samego dnia popołudniu Raul de Challins, odwiedził swą ciotkę baronowę de Garennes. Przedtem jednakże wstąpił do notaryusza swego wuja, aby go zapytać co czynić należy, żeby zakończyć prędko sprawę sukcesyi.
Notaryusz odpowiedział:
— Biorę na siebie załatwienie wszelkich kroków sądowych. Za osiem dni wszystko może być ukończone... Proszę tylko pana o dostarczenie mi bezzwłocznie papierów ustanawiających stopień pokrewieństwa, tak pana samego jak i pani baronowej de Garennes ze zmarłym hrabią de Vadans, niezbędnych jako dowody praw waszych do spadku.
Raul zażądał od baronowej tych papierów. Były one gotowe. Młody człowiek dodawszy swoje odniósł je notaryuszowi, poczem powrócił na obiad, na ulicę Madame.
Wolałby odwiedzić panie de Brénnes, a raczej Genowefę, której zamierzał wyznać swą miłość, lecz nie śmiał odmówić zaproszeniu ciotki i kuzyna.
Około dziesiątej pożegnał się i powrócił na ulicę Garancière.
Filip odprowadził go do placu Saint-Sulpice i poszedł do swego domu na ulicę Assas.
Julian Vendame oczekiwał go w swoim pokoju paląc cygara z pudełka pana, pijąc stary rum po chodzący z pańskiej piwnicy, i czytając najnowszy romans również wzięty z biblioteki swego pana.
Usłyszawszy powracającego Filipa porzucił książkę, rum i cygaro i zeszedł na dół udając wielką pilność.
— Mam z tobą pomówić Julianie — rzekł mu adwokat.
— Czy wszystko idzie według życzenia pana barona? — zapytał kamerdyner z uśmiechem.
— Wszystko idzie jak najlepiej.
— Zamiana nie została odkrytą?
— Naturalnie że nie, zbyt dobrze wszystko było obmyślane...
— Ah! panie baronie, przypadek bywa czasem tak złośliwy...
— Kiedy się przewidziało wszystko, można sobie drwić z przypadków.
Julian Vendame drapał się w ucho.
Znajdował zuchwałem i nierozsądnem takie wyzywanie przypadku, strzegł się jednak głośno z tem odezwać.
Filip mówił dalej.
— Nader ważna rzecz wychodzi na jaw...
— A więc to dla tego pan baron ma taki poważny wyraz twarzy?...
— Są to skutki tego, o czem się dowiedziałem.
— Cóż się stało?
— Chodzą pogłoski, że mój wuj, hrabia de Vardans, umarł otruty.
— Otruty! — powtórzył Vendame blednąc.
— Tak jest.
— Czyż to podobna?
— Na nieszczęście bardzo to prawdopodobne.
— I czy podejrzywają kogo?
Filip dał głową znak potakujący.
— Kogoż więc? zapytał z zajęciem Julian.
— Czyż nie odgadujesz?
— Boże! czy czasem nie pana barona?
— Tracisz głowę mój chłopcze! rzekł adwokat wzruszając ramionami, cóż się stało z tą jasnością umysłu, która dotychczas pozwalała ci zrozumieć wszystko z jednego słówka. Czyż ja byłem przy moim wuju kiedy on umarł? Czyż ja u niego mieszkałem? Czyż go pielęgnowałem? Czyż to ja zadawałem mu bez recepty doktora, owe mikstury preparowane z jakichś ingredyencyi znajdujących się w aptece pałacowej?
— A więc — mówił Julian — a więc to pan Raul de Challins robił to wszystko...
— Mój kuzyn, tak jest...
— A zatem jego posądzają?
— Jego samego... na nieszczęście!
— A czy istotnie jest winny?
— Któż to może wiedzieć; tylko jeżeli mój wuj został otruty, jak utrzymują, nikt inny nie mógł się tej zbrodni dopuścić chyba tylko on.
— To byłoby straszne!
— O tyle straszniejsze, że mój wuj bardzo był dla niego dobry...
— Ależ w jakim celu on to uczynił?
— Ba! w celu prędszego odziedziczenia!
— Wszakże nie sam dziedziczył, pracując dla siebie, pracował i dla pana barona...
— Niewątpliwie, a nawet, nie wiedząc o tem, być może, pracował dla mnie tylko samego.
— Jakto, panie?
— Pogłoski te rozejdą się, ludzie będą gadać... Cóż wtedy nastąpi?