za swoją przygodę na pannie do towarzystwa, i często doprowadzała aż do zuchwalstwa manifestacye złego humoru.
Biedne dziecko cierpiało jak męczennica.
Córka Gilberta de Vadans i Joanny de Viefville, Genowefa, czuła buntującą się pod ciosami obelg szlachetną krew płynącą w jej żyłach, lecz nie śmiała skarżyć się, ani nawet odpowiadać.
— Trzeba czekać cierpliwie — mówiła sobie — myśleć o przyszłości, starać się zapomnieć o tem co się dziś dzieje.
Najczęściej, ile razy to było moźliwem ukrywała się w 6woim pokoju; tam dawała ulgę sercu i swobodnie płakała, myśląc o Raulu, przyjacielu, narzeczonym, zbawcy...
Jednakże pewnego dnia rano wyczerpana z sił, zraniona aż do głębi duszy brutalnością Leonidy, postanowiła napisać do Raula z prośbą aby bez zwłoki wyrwał ją z tego domu, w którym jak gdyby palono ją na wolnym ogniu.
Po krótkiej walce z myślą uczynienia młodego człowieka powiernikiem swych cierpień, i żądania od niego ratunku, boleść wzięła górę.
Poszła do swego pokoju, zamknęła się na klucz i napisała list w tych słowach:
„Od dnia w którym uznałeś za stosowne odebrać nadzieję pannie de Brénnes, życie stało się dla mnie w tym domu niemożliwem.
„Jeżeli by tylko o mnie samą chodziło, milczałabym, lecz w każdej chwili słyszę imię pańskie wymawiane z wyrazem nienawiści, słyszę dodawane do tego imienia pogardliwe epitety, i to stanowi dla mnie mękę ponad moje siły...
„Można by sądzić, że panna Leonida, odgadła naszą tajemnicę i wie, że moje serce należy do pana, każde bowiem jej słowo, zdaje się mieć na celu znieważanie mojej miłości... To okrucieństwo i nikczemność...
„Upadam pod ciężarem oburzenia ogarniającego moją duszę... Jeżeliby stan ten rzeczy miał się przedłużyć, przestanę panować nad sobą, i zniewagą od powiem aa zniewagę...
„Zanim ośmieliłam odezwać się z tem do pana, walczyłam długo... lecz zostałam zwyciężoną...
„Ty którego kocham, ty który mnie kochasz, przyjdź w pomoc biednej dziewczynie, żyjącej tylko dla ciebie... U ratuj mnie... Mam nadzieję i czekam....
Po napisaniu tego listu, nowa walka rozpoczęła się w umyśle młodej dziewczyny.
— Czyż to co czynię nie jest występnem? — pytała siebie — czyż mogę być pewną, że tak postępując nie przekraczam granic przyzwoitości? Raul powiedział, że mnie kocha i wierzę mu... ale czyż mam prawo narzucać mu sposób postępowania, jeżeli list mój rozgniewa go?
Mówiąc to, Genowefa wkładała list w kopertę i pisała adres.
Zaledwie skończyła, rozległ się odgłos dzwonka.
Genowefa drżąc cała wsunęła list do kieszeni i udała się na wezwanie panny de Brénnes.
— Dzwoniłam dwa razy — rzekła Leonida ostrym tonem.
— Słyszałam tylko raz jeden — — odpowiedziała Genowefa i przychodzę...
— Gdzieś była?
— W moim pokoju.
— Od pewnego czasu zanadto uczuwasz potrzebę samotności... — rzekła ostrym głosem córka margrabiny. — Nie dla tego abyś się zamykała w swoim pokoju przyjęłam cię do służby, nie zapominaj o tem!...
Powiedzieliśmy już, że cierpliwość Genowefy była na schyłku. Napastnicza gwałtowność z jaką Leonida się do niej odezwała, doprowadziła ją do uczynienia pogardliwego ruchu ramionami, którego nie była wstanie całkiem ukryć.
Leonida ruch ten spostrzegła i zbladła ze złości.
— Cóż to na Boga — zawołała — pozwoliłaś sobie wzruszyć ramionami?!
— Bardzo być może — odpowiedziała Genowefa, której oczy okryły się łzami — źle może uczyniłam, lecz zechciej pani pamiętać, że choć jestem u niej na służbie, nie jestem służącą... Racz więc postępować ze mną odpowiednio, gdyż nie pozwolę się upokarzać...
Blada przed chwilą twarz Leonidy, okryła się nagle czerwonością.
— Zapominasz się Genowefo! — rzekła świszczącym głosem — zapominasz nietylko o uszanowaniu ale i o wdzięczności! Zdajesz się nie pamiętać, że jesteś u tych którzy cię przytulili w chwili kiedy miałaś popaść wraz z twojemi w ostatnią nędzę, i że rodzice twoi dali nadali nam prawo robić z tobą co nam się podoba. Na przyszłość nie zapominaj się, radzę ci, jeżeli się to raz jeszcze powtórzy, zostaniesz wypędzona.
Łkania które Genowefa napróżno powstrzymać usiłowała wybuchły.
— Nie idzie tu o płacz — mówiła dalej Leonida — ale o posłuszeństwo. Weź książkę, która tam leży i czytaj głośno dalej to coś wczoraj zaczęła. Prędzej... Czekam!
Genowefa czyniąc heroiczne wysilenie, wstrzymała łkania i wyciągnęła chustkę z kieszeni aby otrzeć łzy spływające po twarzy. Nagłość tego ruchu spowodowała, że list do Raula który miała w kieszeni wypadł na dywan, zanim się spostrzegła.
Nic nie uchodziło badawczego wzroku Leonidy.
— Co to za list? — zapytała.
Genowefa zaczerwieniła się i szybko podniosła kopertę.
— Co to za list? — powtórzyła rozkazującym tonem.
— List do mojej matki — wyjąknęła Genowefa z widocznem pomięszaniem.
Pomieszanie to zdradziło biedną dziewczynę.
Panna de Brénnes odgadła, że Genowefa nie powiedziała prawdy.
— Odkądże to — rzekła — pisujesz do rodziców nie uprzedziwszy matki mojej albo mnie? Miałaś zwyczaj pokazywać nam swoje listy a nie chować je po kieszeniach! Chcę zobaczyć ten list. Pokaż mi go...
— Nie, pani, nie pokażę... — odrzekła Genowefa niemal pewnym głosem.
— Odmawiasz?