jem imieniu i że jesteś moją siostrą. Przyjmie cię natychmiast.
— Obawiam się czy jej się podobam...
— A ja zaręczam za powodzenie... Spiesz że się mały tchórzu... Idź na trzecie piętro, drzwi na prawo.
Genowefa wysiadła z fiakra przestąpiła próg domu i weszła na schody.
Doświadczała strasznego wzruszenia...
Jej spotkanie z Julianem, spotkanie które przypisywała jedynie przypadkowi, wprowadzić ją miało do domu rodziny Raula.
Czyż to nie było dziwne? jak gdyby jakieś przeznaczenie tajemnicze.
Na piętrze wskazanem przez Juliana, Genowefa zatrzymała się i zadzwoniła.
Służący otworzył drzwi.
— Pani baronowa de Garennes?-zapytała drżącym głosem.
— Tak, tutaj, proszę panienki.
— Czy mogłabym z nią się widzieć?
— Nie wiem czy pani baronowa może przyjąć... niech mi pani da kartę...
— Nie mam jej.
— A więc powiedz mi pani swoje nazwisko.
— Pani baronowa nigdy nic o mnie nie słyszała. Przychodzę ponieważ mnie do niej przysłano, zapewniając, że ona potrzebuje panny do towarzystwa, pragnę więc ofiarować jej moje usługi.
— Wejdź pani i zechciej zaczekać... uprzedzę panią baronowę.
Genowefa weszła do przedpokoju, usiadła na ławce.
Pani de Garennes jak wiemy uprzedzoną była przez syna.
Nie mogła inaczej postąpić jak przyjąć Genowefę, chociaż zdumioną była szybkością z jaką interes ten był poprowadzony.
Służący dostał rozkaz przyprowadzenia jej do salonu, poszedł po nią i wprowadził ją.
Baronowa czuła się bardzo poruszoną, i przyznać należy, że wzruszenie to nigdy ważniejszych nie miało powodów.
Przybycie do niej Genowefy, córki jej brata, dziecka, którego samo istnienie pozbawić mogło ją i Filipa, tak gorąco upragnionego spadku, dla otrzymania którego Filip nie cofnął się przed zbrodnią, było rzeczywiście wypadkiem niemałej wagi.
Genowefa pomimo swej naturalnej nieśmiałości i pomimo zakłopotania, ukłoniła się baronowej z wielkim wdziękiem.
— Jest ładna, dystyngowana i twarz wyraża inteligencyę... — myślała pani de Garennes — poczem rzekła głośno, z uśmiechem pełnym życzliwości: Chciałaś ze mną widzieć się moja panienko?
— Tak jest pani...
— I cóż za powód sprowadza do mnie panienkę? Ale przedewszystkiem proszę usiąść.
— Przychodzę do pani baronowej aby spełniać przy niej obowiązki panny do towarzystwa... Byłabym szczęśliwą, gdyby mnie pani przyjąć zechciała.
— Któż ciebie moje dziecię do mnie przysyła?
— Mój brat, Julian Vendame.
— Julian Vendame, czy nic kamerdyner mego syna?
— On sam pani.
— Przypominam sobie istotnie, że wspominałam Filipowi o zamiarze przyjęcia lektorki... Czy byłaś już gdzie panną do towarzystwa, moje dziecię? — dodała baronowa, chcąc okazać, że nie wie z góry o niczem.
— Tak jest pani.
— U kogo?
— U pani margrabiny de Brénnes.
— I długo tam byłaś moje dziecię?
— Dwa lata.
— I porzuciłaś to miejsce?
— Tak pani.
— Z jakiego powodu?
Pytanie to wywołało rumieniec na lica Genowefy. Jednakże ażeby nie dać powodu do niewłaściwych podejrzeń należało odpowiedzieć. Genowefa więc wyszeptała:
— Powstała sprzeczka pomiędzy panną de Brénnes a mną, i jak się zdaje przeszłam pewne granice... Panna de Brénnes dała mi to uczuć w wyrazach tak ostrych, że godność moja nie pozwoliła mi dłużej pozostać w domu pani margrabiny.
— I kiedyż ta sprzeczka miała miejsce?
— Dziś rano.
— A zatem od dziś zrana dopiero jesteś wolną?
— Tak pani.
— I twój brat, korzystając z okoliczności przysłał cię do mnie?
— Tak pani.
Pani de Garennes nie chciała przyjąć nowej panny do towarzystwa, zanim nie okaże niby chęci dowiedzenia się o jej przeszłości.
— Otrzymałaś jak widzę wyborną edukacyę — mówiła.
— Byłam wychowana w dobrym pensyonacie w Beauvais.
— Czy jesteś muzykalna?
— Gram na fortepianie i śpiewam trochę.
— Umiesz haftować zapewne?
— Tak pani, umiem haftować, krajać i szyć suknie.
— Czy rodzice twoi żyją?
— Tak pani, żyją... lecz są chorzy oboje od dawna.
— A gdzie mieszkają?
— W Nanteuil-le-Haudoin.
— Jestto wioska w której się urodziłaś?
— Tak pani.
Uśmiech ukryty ukazał się na ustach baronowej.
— Filip nie mylił się — myślała. — To dziecko całkiem nie domyśla się tajemnicy swego urodzenia i pokrewieństwo z Vendamami bierze na seryo...
Wszystko zatem dobrze idzie.
Genowefa oczekując na decyzyę, z niepokojem spoglądała na panią de Garennes i studyowała jej fizyonomię.
— Upraszam panią — rzekła prawie błagającym głosem — jeżeli pani miała już kogo na myśli za nim ja tu przyszłam, daj mi pani pierwszeństwo... Całe moje życie będę pani wdzięczną.
— Podobasz mi się bardzo, moje kochane dziecię — odrzekła baronowa — i pragnę całem sercem zatrzymać cię przy sobie, ale majątek mój jest nie wielki, i nie mogłabym porozumieć się z tobą, jeżeli wymagania twoje nie będą skromne...
Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/89
Ta strona została przepisana.