postanowił wybadać świadków aby jeśli się uda zaczerpnąć pożyteczne dla sprawy wyjaśnienia.
Świadków tych było dwóch.
Pierwszym był Saturnin, woźnica furgonu przedsiębiorstwa pogrzebowego, który przewoził w towarzystwie Raula trumnę hrabiego de Vadans, z Paryża do Compiègne.
Drugim świadkiem była wdowa Magloire gospodyni oberży w Pontarmé, w której furgon noc przepędził.
Woźnica i wdowa otrzymali wezwanie.
W dniu i godzinie oznaczonej stawili się.
Sędzia śledczy badał ich długo, lecz z odpowiedzi ich jasnych i ścisłych nie wyszło żadne choćby najmniejsze podejrzenie, na pana da Challins.
Co ro bił młody człowiek podczas nocy?
Oto, o czem sędzia śledczy, chciał się dowiedzieć za jakąbądź cenę.
Od dziesiątej wieczór do trzeciej z rana, czy nie wychodził z pokoju do którego zaprowadziła go oberżystka?
Na to pytanie wdowa Magloire i stangret Saturnin nie mogli dać odpowiedzi, i rzekli jedynie:
— Wszystko zdaje się zapewniać, że podróżny krokiem nie wyszedł z pokoju, straszna bowiem burza szalała i deszcz lał jak z cebra.
Saturnin dodał:
— Mój pokój dotykał pokoju młodego człowieka a nie słyszałem go wychodzącego, chociaż pioruny spać mi nie dały prawie całą noc...
— Drzwi od podwórza były otwarte? — zapytał sędzia.
— Oh! tak panie — odrzekła wdowa Magloire — na wsi nigdy się nie zamyka.
Sędzia przekonany, że zamiana trumien nie mogła być dokonaną gdzieindziej jak w oberży Pontarmé, postanowił aby wyjaśnić tę tajemnicę, udać się do Pontarmé.
Żadnego jednak śladu nie odkrył.
Zwiedzenie jedn ak oberży dowiodło mu jednej tylko rzeczy, mianowicie że łatwo było wyjść z podwórza przez drzwi wychodzące na drogę do Baron.
Niewątpliwie użyto tych drzwi, ale Raul nie był wstanie dopełnić sam jeden tej zamiany.
Musiał mieć spólnika.
Gdzie znaleźć tego spólnika?
Szef Bezpieczeństwa i najsprytniejsi ludzie z jego brygady robili co mogli. Wyczerpywali się na próżne usiłowania, poszukiwania bezowocne.
— Rzecz ta musiała być ułożona i przygotowana oddawna przed śmiercią hrabiego de Vadans — mówił szef do sędziego śledczego... Nadzieja jest tylko w zeznaniach oskarżonego.
— A jeżeli będzie milczał?
— To nieprawdopodobne... Ścisłe osamotnienie w jakiem pozostaje, zmusi go do zastanowienia... Czuje się złapanym, i wie doskonale, że wina jego nie ulega wątpliwości... Badaj go pan częściej... Przyciśnięty pytaniami skończy na zagmatwaniu się w odpowiedziach i zręcznie, zwolna, doprowadzisz go pan do wyznania.
— Pierwsze badanie miało miejsce w dwadzieścia cztery godziny po aresztowaniu, lecz uczuniłem to jedynie zastosowując się do prawa, była to prosta formalność — rzekł sędzia. — Chciałem, zanim rozpocznę sprawę na seryo, uzbroić się w wyjaśnienia... Teraz mogę zacząć działać... Jakąż jest pańska osobista opinia o tym Raulu de Challins?
Mam go za nadzwyczaj skrytego, bardzo zręcznego, obrachowującego wszystko, wszystko przewidującego — odpowiedział szef Bezpieczeństwa. — Walka będzie długa i trudna, lecz zwyciężysz pan niewątpliwie, ponieważ prawda jest przy panu, on zaś trzyma się kłamstwa, a kłamstwo nigdy nie wygrywa...
— Jutro zawezwę go do śledztwa.
I sędzia wydał rozkazy ażeby nazajutrz o jedenastej rano Raul został przyprowadzony do jego gabinetu.
Poczem posłał wezwanie do pani baronowej de Garénnes i jej syna, aby się stawili jako świadkowie, oprócz tego do Berthaud odźwiernego i Zuzanny kucharki zmarłego hrabiego de Vadans.
Filip de Garennes polecając Vendamowi wyszukanie sposobu porwania Genowefy, z domu w którym spełniała obowiązki panny do towarzystwa, i przeprowadzenia jej w tym samym charakterze do domu matki, do tego stopnia rachował na jego płodną imaginacyę, że ani na chwilę nie wątpił o udaniu się tego planu.
Lecz, z góry pewny powodzenia, nie spodziewał sia aby ono tak prędko nastąpiło, i ani marzył aby było tak zupełne.
Wielce się zatem zadziwił, kiedy kamerdyner powracając wieczorem do domu, oświadczył mu, że Genowefa, od kilku godzin jest zainstalowaną u baronowej de Garennes.
Wydał okrzyk zwycięztwa, a jednocześnie radość zabłysnęła w jego oczach.
— Brawo! — rzekł nakoniec do Juliana — oto mi się nazywa interes dobrze poprowadzony, rezultat ten przynosi ci wiele zaszczytu.
Vandame zadowolony w gruncie z pochwały pana, odrzekł jednak z udaną skromnością:
— Przyjmuję, lecz z dobrodziejstwem inwentarza, pochwały pana barona... Istotnie robiłem co mogłem, lecz gdyby nie przyszedł mi w pomoc przypadek, nie byłbym w możności załatwić się tak prędko.
— Co rozumiesz pod tym wyrazem przypadek?
— Zwykle nasze szczęście, a w tym razie znalezienie Genowefy bez miejsca.
Julian pokrótce opowiedział swemu panu, wszystko to, co mu mu młode dziewczę, spotkane na ulicy opowiedziało o nagłem swem opuszczeniu domu pani de Brénnes.
— A więc — zapytał Filip — margrabina jej córka niewiedzą gdzie się udała Genowefa opuściwszy ich dom?
— Nic a nic nie wiedzą.