Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/98

Ta strona została przepisana.

— Czemuż mam przypisać to niepowodzenie? Czyżby Genowefa kogoś kochała?
— Nie zdaje mi się.
— A więc jakaż inna może być tego przyczyna?
— Ta mała ma zasady nieugięte — odrzekła baronowa — sądząc, że jest córką Vendamów, nie chce oddać swego serca, jak tylko człowiekowi ze swej sfery.
— Trudno będzie zwalczyć jej upór.
— Uzbrój się w cierpliwość... na mnie teraz kolej działać... Scena ta pozostanie na zawsze w pamięci Genowefy, i po złagodzeniu się pierwszego wrażenia, uważać w końcu będzie bardzo dla siebie pochlebnym obudzenie tak silnej namiętności doprowadzającej aż do małżeństwa... Nie zmieniaj swego z nią postępowania, przybierz minę melancholiczną... z chmurą nieszczęśliwej miłości na czole, i pozostań milczącym... Przyrzekłeś nie wspominać jej o miłości, dotrzymaj słowa... Będzie ci za to wdzięczną... To uosobiona cnota, ta dziewczyna! I co za godność jakby jaka księżniczka! Widać zaraz, że krew patrycyuszów płynie w jej żyłach.
— Zdaje się, że nie uwłaczałaby sobie zostając moją żoną — odrzekł Filip.
— Nie, bezwątpienia, bądź pewny, Genowefa będzie twoją...
— Moją lub niczyją! — myślał Filip brwi marszcząc. — Jeśli nie zostanie baronową de Garennes, stanie się tem samem przeszkodą i niebezpieczeństwem... Przeszkody łamię, niebezpieczeństwa... usuwam...
Matka z synem powrócili do salonu.
Kamerdyner wszedł oznajmić, że śniadanie jest gotowe.


IV.

Powróćmy znowu do pałacu na ulicy Garancière.
Honoryusz nie wychodził wcale z rezydencyi ś. p. hrabiego de Vadans od chwili kiedy się dowiedział o aresztowaniu Raula de Challins i o strasznem oskarżeniu wiszącem nad głową młodzieńca.
Okropna ta wiadomość wywołała wstrząśnienie mózgu i spowodowała gwałtowną gorączkę, stary sługa położył się do łóżka bardzo chory, tegoż samego jeszcze wieczora, kiedy odbywało się zdjęcie pieczęci.
Lekarz mieszkający w pobliżu, wezwany natychmiast przez Berthaud, na widok chorego kręcił głową w sposób wcale nie uspakajający, i skonstatował zapalenie mózgu.
— Ho! ho! — rzekł nakoniec — to nie są żarty! może nam się uda wyratować tego poczciwca, ale trzeba będzie użyć bardzo energicznych środków, czy jednak zniesie je w tym wieku, to pytanie? Za nic ręczyć nie mogę.
Środki energiczne i początku żadnego nie wywierały skutku. Gorączka nie zmniejszała się.
Zuzanna i Berthaud kolejno czuwali przy chorym Honoryuszu, przez tydzień przeszło zawieszonym między życiem a śmiercią.
Nakoniec dziesiątego dnia gorączka uspokoiła się, i chory wpadł w stan zupełnej utraty sił.
— Niebezpieczeństwo już minęło — rzekł doktór — ale może powstać na nowo, i stan rekonwalescenta wymaga jak największych starań.
— Tych mu tu niezabraknie — zawołali Berthaud i Zuzanna.
Istotnie na staraniach mu nie zbywało i uwieńczone one zostały jaknajpomyślniejszym skutkiem.
Honoryusz odzyskał panowanie nad sobą. — Mowa mu powróciła a jednocześnie i myśli mózg ogarniać poczęły.
— Jak długo jestem chory? — zapytał Honoryusz słabym głosem.
— Od dziesięciu dni, stary mój towarzyszu.
— Dziesięć dni — powtórzył Honoryusz, a lekki dreszcz przebiegł mu po skórze.
— Tak jest, całe dziesięć dni.
— Czy sąd nie schodził powtórnie do pałacu?
— Nie.
— A pan de Challins czy powrócił?
— Nie mieliśmy o nim żadnej wiadomości.
— To znaczy, że nie przekonano się jeszcze o jego niewinności...
— To prawdopodobne...
— Niestety, zanadto prawdopodobne!..
— Jak się czujesz? — zapytał Berthaud.
— Czuję się bardzo słaby, mówienie męczy mnie.. spać mi się chce... idź spocząć, pewno potrzebujesz tego bardzo.
Berthaud wyszedł.
Honoryusz nie myślał o śnie, lecz począł się zastanawiać.
Wszystko co się stało od pewnego czasu nie wyszło mu z pamięci, — pamiętał najdrobniejsze słowa wymówione przez reprezentantów sprawiedliwości.
— Przyrzekłem doktorowi Gilbertowi zawiadamiać go o wszystkiem co się tu dziać będzie — mówił do siebie — a mimowoli od dziesięciu już dni przyrzeczenia tego nie dotrzymuję... Muszę go uprzedzić o aresztowaniu pana Raula... jest to rzecz wielkiej wagi... ale jakim sposobem? Zaledwie miałbym dość siły poruszyć się na łóżku, a nie mogę i nie powinienem zwierzać się przed nikim.
Przez czas jakiś, chory wysilał całą swoją imaginacyę, aby jakiś sposób wynaleźć. Nagle wychudła tego twarz, jak gdyby okryta pargaminem, rozjaśniła się. Światło zabłysnęło w jego zapadłych oczach.
— Znalazłem... — szepnął.
Powoli, z ogromnym trudem, po wielu długich cierpliwych usiłowaniach, udało mu się przybrać postawę siedzącą, wyciągnął rękę, i chwytając sznurek od dzwonka, pociągnął za niego.
Zuzanna weszła na to wezwanie i zapytała:
— Czego sobie życzysz, panie Honoryuszu?
— Chciałem cię o coś prosić, moja dobra Zuzanno.
— O cóż chodzi, mów pan prędko.
— Przed chwilą pozwoliłem aby Berthaud poszedł spocząć, a teraz chciałbym go widzieć...
— Biegnę żeby go uprzedzić.
Za chwilę potem wszedł Berthaud.
— Cóż to takiego? — zawołał wchodząc, spodziewam się, że nie czujesz się gorzej panie Honoryuszu?
— Nie, mój przyjacielu, czuję się tylko bardzo osłabionym.
— No, to całkiem naturalne. Gorączka i dye-