statki, płynące do Southampton. Będę miał korzyść, niepotrzebując ukazywać się w mieście. Pierwszym z okrętów popłynę do Anglii, a ztamtąd jak najprędzej do New-Jorku”.
Zamknąwszy księgę, wziął ćwiartkę papieru, pióro i nakreślił te słowa
„Jedenasta minut pięć wyjeżdżam dziś wieczór z Paryża. Proszę o przygotowanie dla mnie wygodnego, z komfortem urządzonego pokoju”.
Przywołał kelnera.
— Oto depesza — rzekł, podając mu papier.
— Natychmiast odniosą ją panie.
— Dobrze, podaj mi teraz śniadanie.
W kilka minut później osobistość ta zajadała podany sobie posiłek z niezwykłym apetytem i zupełnie spokojnem sumieniem, poczem jegomość ów czytał dzienniki, wypalił kilka cygar, a widząc zbliżającą się godzinę odejścia pociągu, podszedł do okienka kassy gdzie sprzedawano bilety z Paryża do Hawru i kupił jeden pierwszej klasy. O szóstej minut trzydzieści pociąg wyruszył. Aż do Montes miał tylko jednego towarzysza podróży. Od stacyi Montes podróżował sam, z czego zdawał się być mocno zadowolonym, a korzystając z samotności, otworzył kuferek podróżny, dobył zeń jakieś papiery i przeglądał je z wielką uwagą Były to plany maszyny, nakreślone z nadzwyczajną starannością w najdrobniejszych szczegółach.
W owym podróżnym czytelnicy poznali zapewne mimo zmiany ubrania i koloru włosów, Jakóba Garaud nadzorcę fabryki w Alfortville, Jakóba Garaud podpalacza, mordercę. Opuszczając tego nędznika na chwilę, winniśmy wytłumaczyć, dla czego nie został zagrzebanym w gruzach pożaru, tak jak o tem wszyscy przekonanymi byli.
W chwili katastrofy jak pamiętamy, po wejściu do pawilonu dla spełnienia pozornego w oczach zebranych czynu poświęcenia przy ocaleniu kassy i papierów pana Labroue, zawołał: