Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/111

Ta strona została przepisana.

nie kochali go i szanowali. Mieszkał na probostwie jedynie ze starą służącą i siostrą swą panią Klarą Darier, która owdowiawszy przed, siedmiu laty, sprowadziła się do brata po śmierci męża, pozostawszy bezdzietną wprawdzie, lecz posiadającą dość okrągłą sumkę pieniędzy. Pani Darier zachowywała dla swego brata tyle tkliwości, ile szacunku zarazem, dzieląc dlań cześć i uwielbienie parafian, przyczem znaczną część swych dochodów obracała na czyny miłosierdzia.
Udajmy się do probostwa do Chévry, cofnąwszy wstecz o dzień jeden, to jest do chwili, w który po owej nocy burzliwej słońce wznosić się poczęło nad dymiącemi zgliszczami fabryki, a Joanna Fortier zasnęła w lesie obok swojego syna.
Było to w pół do drugiej w południe. Młody dwudziesto-trzy letni mężczyzna wysiadł właśnie natenczas z pociągu drogi żelaznej, wychodzącego z Paryża o siódmej, a przychodzącego do Brie-Comte-Bobert o ósmej godzinie.
Młodzieniec ów, zaopatrzony w przybory malarza-pejzażysty, ze składanemi sztalugami, pudełkiem farb i parasolem w ręku, szedł spiesznym krokiem, wesoło, drogą ocienioną wielkiemi drzewami, w stronę ku Chévry.
Był to piękny chłopiec, o fizyognomii inteligentnej i uśmiechniętej zarazem. Drobny, jasno — blond wąsik, zakręcony w górę à la Van Dyck, puszył się nad wierzchnią jego wargą. Ciemno-błękitne oczy młodzieńca wyrażały niezwykłe bystrą inteligencję i silną wole. Mała bobrowa czapeczka, nieco ku lewej skroni pochylona, zręcznie spoczywała na jego głowie. Idąc palił cygaro. Młodzieniec ów zwał się Edmund Castel. Matki swej nie znał, straciwszy ją w niemowlęctwie. Ojciec jego kupiec z Montmartre, zmarł przed czterema laty, zostawiając Edmundowi skromny mająteczek, który pozwolił mu wszelako idąc za natchnieniem, poświęcić się obranemu zawodowi artystycznemu, w jakim miał nadzieję kiedyś, przy gorliwej pracy, zaszczytne zająć stanowisko.