Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/113

Ta strona została przepisana.

— A więc niech będzie i osin dni, ośm dni miłych przechadzek, szczerych pogadanek.
— I partyjek w szachy — dodał, śmiejąc się Edmund.
— No, no! zobaczymy, czyś bieglejszy w tej grze, niż w roku zeszłym...
— Obawiam się, żem mało w niej uczynił postępu.
— Lecz jesteś znużonym — rzekł proboszcz; — idź, pozbądź się twoich malarskich przyborów, a następnie powitaj mą siostrę, która niezmiernie ucieszy się z twego przybycia.
— A którą mam nadzieję ujrzeć w pełnem zdrowiu...
— Tak! Bóg jest dobrym... nieskończenie dobrym! — ciągnął z przejęciem ksiądz Langier — zesłał nam życie tak słodkie...
To mówiąc, zaprowadził Edmunda do małego pokoiku na facyacie, gdzie młodzieniec poskładał swoje przyrządy.
— Klaro... Klaro! — zawołał proboszcz.
— Czego żądasz, bracie? — zapytała kobieta, ukazując się w sieni.
— Chodź prędko... mamy gościa... gościa niespodziewanego, nader przyjemną wizytę, która cię ucieszy. Nasz artysta Przybył.
— Edmund?! — zawołała pani Barier, biegnąc ku schodom. — Ach! jakaż miła niespodzianka! Lecz gdyby był nas uprzedził, przygotowałabym mu pokój przynajmniej.
— Umyślnie nie pisałem, chcąc przybyć nieoczekiwany — wyrzekł młodzieniec, całując ręce siostry proboszcza. — I otóż jestem na cały tydzień!
— Czas bardzo krótki... wystarczy może jednak na zakosztowanie moich konfitur, które tak lubisz... — odrzekła, śmiejąc się pani Barier — Czy teraz potrzebujesz czego?
— Nic... upewniam.
— Siądziemy do śniadania, jak zwykle, o jedenastej. Wiesz, gdzie twój pokój, rozgość się więc w nim, proszę. Ja pójdę wydać rozkazy Brygidzie.
— Uprzedzam, iż mam wilczy apetyt.