Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/117

Ta strona została przepisana.

— Księże proboszczu! — wołała Brygida — racz pośpieszyć co żywo, proszę... jeśli łaska!
Na to wezwanie ksiądz Langier przybył z Edmundem.
— Co się stało? — pytał zaniepokojony.
— Jakaś młoda kobieta wzywa ratunku... mdleje co chwila.
— Mamo... ach! mamo... — krzyczał Juraś, okrywając pocałunkami bladą twarz matki.
— To biedna kobieta i dziecię umierają ze znużenia — zawołał Edmund, podtrzymując Joannę.
— A może i z głodu?... — dodał proboszcz.

XXV.

Brygida wzięła na ręce Jurasia.
Pani Darier, zdziwiona dobiegającemi ją wyrazami również ku furtce przybiegła.
— Klaro! droga moja siostro — rzekł proboszcz — dwie filiżanki bulionu jaknajprędzej dla tych biedaków... dwie filiżanki, proszę cię... i butelkę starego Bordeaux przyślij tu przez Brygidę pod kasztany. Matka i dziecię upadają ze znużenia.
Brygida pośpieszyła za panią Darier, posadziwszy na ławce Jurasia; Edmund z proboszczem podtrzymywali Joannę, pragnącą się dowlec do swego syna. Niektórzy z przechodzących wieśniaków zatrzymywali się przed uchyloną furtką ogrodu, patrząc ciekawie na przybyłych.
— Jakiż to zacny człowiek ten nasz proboszcz! — rzekł jeden z wieśniaków! — W niesieniu pomocy cierpiącym jest zawsze pierwszym! Przysięgam, Macieju, nie znam jemu podobnego!
Joanna, upadłszy na ławkę obok Jurasia, zdała się być bliską omdlenia. Edmund, pobiegłszy po wodę, skrapiał nią jej skronie. Pani Fortier, otworzywszy na pół przymknięte