Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/120

Ta strona została przepisana.

ufność pokładał on we mnie, na którą, pochlebiam sobie, starałem się zasłużyć. Księgi kasowe utrzymywałem we wzorowym porządku.
— Czyż zniszczonemi one zostały?
— Do ostatniej karty... Lecz mógłbym je ułożyć nanowo. Wszystkie rachunki mam świeżo w pamięci.
— Powiedz mi pan, czy w chwili spełnienia zbrodni mój brat miał zachowane w kassie pieniądze?
— Tak! i to znaczną summę, niestety! Około dwóchset tysięcy franków.
— I wszystko przepadło?
— Wszystko!
— Ach! — zawołała pani Bertin z przerażeniem — stoimy więc wobec zupełnego bankructwa, bo czemże zapłacić tak znaczne passywa? Ja nie posiadam majątku... pamięć mojego biednego brata znieważoną zostanie!
— Bądź pani spokojną w tym względzie — rzekł Ricoux; — któżby śmiał zniesławiać tak zacnego człowieka?
— Ci, którym śmierć jego przyniesie stratę pieniężną.
— Nie będą do tego stopnia niesprawiedliwymi... nie! to niepodobna! Wszyscy znali pana Labroue jako człowieka prawego charakteru. Zbrodnia przecięła to pasmo życia, oddane zacnej pracy — mówił kasyer dalej. — Nie będą go oskarżali, ale żałować będą... wierzaj mi pani. Summy, jakie dłużnym pozostał pan Labroux, niezwłocznie wypłaconemi zostaną.
— W jaki sposób... przez kogo? — pytała.
— Przez towarzystwa, w jakich nieodżałowany mój pryncypał ubezpieczył fabrykę i znajdujące się w niej materyały. Towarzystwa te na silnych oparte są kapitałach, dostarczą zatem one summ, dorównywającym passywom. Powtarzam więc, wszystko zapłaconem będzie, zmarły nie pozostanie nic dłużnym nikomu.
— Czy te towarzystwa zostały powiadomione o katastrofie?