Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Dziś rano wskutek wysłanych, przezemnie listów zjechali inspektorowie dla spisania protokułu — odrzekł kasyer — gdyby, co zdaje mi się niepodobnem, wynikły jakie kwestje lub trudności w szczegółach, przeciwko tymże pani «wystąpić zechciej jako siostra pana Labroue, jako opiekunka jedynego po nim spadkobiercy, gdyż rada familijna nieodwołalnie panią naznaczy główną opiekunką Lucyana.
— Wystąpię, gdy będzie tego potrzeba — odpowiedziała pani Bertin, jeśli nie sama, to działając przez adwokata mojego brata, któremu na to dam upoważnienie.
— Widziałem się z nim właśnie dziś rano, oczekuje on na panią.
— Będę u niego. A zatem wszystko stracone’... — dodała po chwili z westchnieniem. — Dziecię mojego brata nic posiadać nie będzie.
— Zostanie mu grunt, na którym stały budynki fabryczne.
— Cóż znaczy grunt bez budynków? Trudno jest nawet go sprzedać. Szczęściem, Lucyan mnie nie opuści, a szczupły mój kapitalik jemu przekażę. Będzie miał na początek chleb zapewniony. Czy masz pan upoważnienie do pochowania zwłok mego biednego brata? — pytała dalej.
— Mam, pani. Pogrzeb zamówiony na trzecią godzinę.
Fani Bertin ujęła rękę kasyera, ściskając ją szczerze.
— Dziękuję — rzekła — z serca dziękuję panu za dowody życzliwości i poświęcenia, okazane z twej strony zmarłemu.
— Byłem rzeczywiście szczerze przywiązanym do pana Labroue — rzekł Ricoux — dobrym on był dla mnie... Jego to dzisiaj żałuję... chciej pani wierzyć, a nie miejsca, jakie utracam.
Rozmowę powyższą przerwało przybycie urzędnika, o którym kasyer wspominał przed chwilą.
Pani Bertin, której był znanym, długo z nim rozmawiała, prosząc go o obronę interesów małoletniego sieroty.