Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Prowadź pan sprawę w ten sposób — wyrzekła — ażeby nie trzeba było sprzedawać gruntów pozostałych po fabryce. Obecnie mało co dostałoby się za to, a gdy dorośnie mój siostrzeniec, zdoła odbudować, być może, ojcowiznę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po południu dnia tegoż ze wszech stron przybywano na pogrzeb.
Przyjaciele, klienci, dostawcy, robotnicy, wieśniacy z okolicy, wszyscy śpieszyli oddać ostatnią posługę człowiekowi dobra, którego kochali i szanowali, Ciało przewiezionem zostało do kościoła, a ztamtąd na cmentarz, wśród głębokiego smutku zebranych.
Natychmiast po pogrzebie pani Bertin wyjechała do Paryża z kasyerem, który miał jej towarzyszyć podczas bytności u sędziego śledczego. Urzędnik ten przyjął ich bezzwłocznie.
— Przedewszystkiem — rzekł — winienem uwiadomić panią, że zbrodnia surowo zostanie ukaraną. Spodziewam się lada chwila powiadomienia, że główna sprawczyni, jakiej wina stwierdzoną została, znajduje się już w rękach sprawiedliwości.

XXVI.

— Niestety! — odpowie pani Bertin — to mi nie powróci mojego brata!
— Tak jest, ale przynajmniej pomszczonym zostanie; — rzekł sędzia. — Pragnąłem widzieć się z panią — dodał — aby otrzymać ścisłe szczegóły, co do chwili powrotu pana Labroue. Brat pani, jak mnie powiadomiono, jeździł do Saint-Gervais, dla zobaczenia chorego syna?
— Tak panie; — wezwany moją depeszą. Synowiec mój, mały Lucyan, dotknięty został chorobą gardła, jaka mogła przynieść smutne następstwa. Obecność zatem ojca, zdawała