rego syna, miałam z nim długą rozmowę. Wiadomo panu, że mój brat był wynalazcą, że przepędzał życie na odszukiwaniu postępów w mechanice przemysłowej.
— Wiem, że pan Labroue był uczonym.
— Otóż, zwierzył on mi się w pewnym względzie.
— W czem takiem?
— Wynalazł maszynę do giloszowania krzywych powierzchni. Zbudowawszy ją w krótkim czasie, miał nadzieję zebrania ztąd wielkiego majątku. Plany wykończał w najściślejszej tajemnicy i powierzył takowe jedynie...
— Komu?
— Człowiekowi, który mógł był powziąć myśl przywłaszczenia sobie jego wynalazku, eksploatowania go na własną korzyść i zbogacenia się z krzywdą prawdziwego twórcy. Przypuściwszy to, kradzież, podpalenie fabryki, morderstwo, wszystko wyjaśnionem zostanie. Nie mogę wierzyć albowiem, aby kobieta choćby najbardziej energiczna i mściwa, zdolną była do spełnienia podobnego dzieła zniszczenia.
— Kogo więc pan Labroue wtajemniczył w swe plany?
— Nadzorcę fabryki...
— Nazwiskiem?
— Jakób Garaud.
Ricoux zerwał się z krzesła. Usłyszawszy to sędzia śledczy uśmiechnął się z lekka.
— Pani błądzisz w tym razie — rzekł.
— Ja, błądzę?
— Tak. Ponieważ jeśli jest człowiek, którego żadne podejrzenie dosięgnąć nie zdoła, to ten właśnie, jakiego pani wskazujesz.
— Dlaczego?
— On umarł.
— Umarł?! — zawołała pani Bertin.
— Tak. Stał się ofiarą własnego poświęcenia, skoczywszy w płomienie dla ratowania papierów i kasy pana Labroue; co potwierdzam, jako naoczny świadek — zawołał Ri-
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/125
Ta strona została przepisana.