jąc z rąk konika. — Jestem zmęczony, mimo, iż mama niosła Śnie przez całą drogę.
— A więc spać pójdziesz mój mały przed śniadaniem — wyrzekła pani Darier, całując chłopczynę. — I pani także — dodała — zwracając się ku Joannie — Brygida przygotowała już łóżko, na którem wypocząć możesz.
— Wdowa wybuchnęła płaczem. Wdzięczność przepełniła jej serce.
— Och! dzięki... dzięki! — szepnęła.
— Chciej więc pójść za mną — mówiła siostra proboszcza.
— A pozwoli pani wziąść z sobą mego konika? — zapytał Juraś.
— Bobrze moje dziecię, zabierz go z sobą.
Joanna ująwszy rękę chłopczyny, udała się wraz z nim za panią Barier do pokoju dla siebie przeznaconego.
— Spijcie spokojnie! — wyrzekła siostra księdza Langer, przyjdę was obudzić na śniadanie.
— Jeszcze raz dzięki... z całego serca — zawołała wdowa. — Niechaaj cię pani Bóg błogosławi!
— Tak — dodał Juraś, całując ręce pani Darier.
Zacnej kobiecie tej łzy w oczach zabłysły. Uściskawszy chłopczynę wyszła, ażeby ukryć wzruszenie. Gdy powróciła do ogrodu, ksiądz Langier rozmawiał z Edmundem.
— Mówicie o tej biednej matce i jej dziecku, nieprawdaż? — spytała.
— Tak pani — rzekł młody malarz — usiłujemy odgadnąć, jaki zbieg okoliczności sprowadził ją pod drzwi probostwa! umierającą z głód« i wycieńczenia.
— „Dramata nędzy!“ — rzekł proboszcz — jak to tytułują w dziennikach.
— Uwiedzione młode dziewczęta, kobiety opuszczone