Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/128

Ta strona została przepisana.

przez mężów i zmuszone wraz dzieckiem walczyć o potrzeby życia, są dziś nader licznemi — odpowiedział Edmund. — Ta nieszczęśliwa, jaką się zajmujemy należy do ich liczby niewątpliwie.
— Pochodzi ona jednak nie z tej okolicy, znużenie jej świadczy, że przybywa zdaleka — wyrzekła pani Darier.
— A jej oblicze, na jakiem wyryte są ślad głębokiej boleści, czyż nie przekonywa, iż cierpiała wiele — dodał ksiądz Langier.
— Twarz pełna wyrazu — zawołał artysta — natychmiast ją odszkicuję.
— Cóż myślisz uczynić dla tej nieszczęśliwej mój bracie? — pytała pani Klara.
— To, co czynimy dla wszystkich, jacy się ku nam zwracają; damy jej trochę pieniędzy, a skoro wypocznie, niechaj idzie w swą drogę.
— Nie będziesz ją badał, nie wypytasz jej opiekunie? — ozwał się Edmund.
— Badać... wypytywać... po co, dlaczego?
— Ażeby wiedzieć cośkolwiek... Ta kobieta, rzecz dziwna, nie wiem zkąd i czemu niepojęte współczucie budzi we mnie.
— Ha! — być może, iż ją zapytam — odparł ksiądz Langier, ale jedynie w tym celu, aby jej udzielić dobrą radę. Jakkolwiekbądź niepokój i obawa maluje się na jej twarzy, przekonany jestem, iż ta kobieta uboga i nieszęśliwa, jest uczciwą kobietą. Zobaczymy czy ja się nie mylę?
Na tem rozmowa przerwaną została. Ksiądz Langier otworzył swój brewjasz. Edmund ujął pędzel, następnie go położył, a pochwyciwszy ołówek, usiłował szkicować z pamięci rysy nieznajomej. Dzwonek przy furtce zadźwięczał powtórnie i posłaniec pocztowcy wszedł do ogrodu, przynąsząc list do proboszcza wraz dziennikami, jakie codziennie nadchodziły, z Paryża. Ksiądz Langier rozdarł przedewszystkiem kopertę, przebiegł oczyma list, jaki nie zawierał w sobie nic tak dalece ważnego; następnie przedarł opaskę dziennika i począł go czy-