Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/131

Ta strona została przepisana.

zwać kazał cię ksiądz proboszcz — rzekła służąca — korzystaj więc z chwili i przedstaw mu swą prośbę.
— Sądzisz, że zechce on zając się mym losem? — pytała Joanna.
— Napewno zacny proboszcz nasz żyje jedynie dla dobra drugich, zna wiele osób, ma liczne stosunki w świecie, wynajdzie pani korzystne zajęcie, gdzie będziesz żyła szczęśliwa. Nie obawiaj się niczego.
— Bóg więc ulitowałby się wreszcie nademną — zapytywała siebie Joanna, być może dla mego ocalenia tu mnie przyprowadził?
Dźwięk dzwonka uwiadomił Brygidę, aby podała kawę, ksiądz Langier, wraz z siostrą i Edwardem wszedł do ogrodu.
Artysta dobył z kieszeni karnet, w którym zaczął z pamięci szkicować Joannę, w czasie czego służąca przyprowadziła! wdowę Fortier z Jurasiem prowadzącym na sznurku swego tekturowego konika.
Bystrym rzutem oka proboszcz badał fizyognomię młodej kobiety, podczas gdy pani Barier usunęła zdała swe krzesło z uczuciem mimowolnego wstrętu.
— Zbliż się i usiądź; — rzekł do przybyłej proboszcz wskazując ławkę. — Filiżanka kawy orzeźwi cię, wzmocni twe siły.
Joanna wzruszona i drżąca zwolna się zbliżała.
— Siądź proszę — powtórzył ksiądz Langier.
Młoda kobieta usiadła. Juras zbliżył się do księdza.
— Czy mogę pobawić się w ogrodzie? — zapytał — ja nie dotknę się kwiatków.
— Dobrze; — idź moje dziecko.
Chłopiec uścisnąwszy matkę, odbiegł ze swym konikiem.
Brygida podała kawę. Edmund z ołówkiem w ręku szkicował ukradkiem Joannę.
— Czujesz się pani lepiej... nieprawdaż? — zapytał proboszcz młodą kobietę.