Nagle, dzwonek zadźwięczał przy furtce ogrodowej i pomieszane głosy dały się słyszeć po za sztachetami.
— Ja to wskazałem jej drogę tu, na probostwo — mówił głos jakiś.
— Widziałem ją wchodzącą tu z dzieckiem — dodał drugi — jestem tego pewien.
Joannę pochwyciło nerwowe drżenie.
— O mnie mówią, mnie to szukają! — jąkała przerażona, tuląc mocniej ku piersiom Jurasia.
Brygida pośpieszyła otworzyć. W ciągu sekundy ogród zapełnionym został dwudziestoma osobistościami, na czele których znajdował się mer wioski, dowódzca oddziału i czterech żandarmów. Mer podszedł ku obecnym.
— Zechciej wybaczyć księże proboszczu — rzekł pozdrawiając tegoż i jego siostrę — iż pomimowolnie zmuszony jestem nachodzić pańskie mieszkanie. Czyniąc to jednak, wypełniam mój obowiązek. Staję w imieniu prawa!
Joanna wystraszona widokiem żandarmów cofnęła się, tuląc ku sobie Jurasia. Dziecię całą siłą uczepiło się matki, ściskając w drugiej ręce swego konika.
Obraz, jaki się z tego utworzył w ogrodzie proboszcza, sprawiał wstrząsające wrażenie. Edmund Castel porwany artystyczną siłą, pobiegł do swej stalagi i począł szybkiemi rzuty szkicować co miał przed oczyma. Proboszcz podniósłszy się z miejsca, szedł na spotkanie mera.
— Wiem co panów tu do mnie sprowadza — rzekł — szukacie młodej kobiety, nazwiskiem Joanna Fortier...
— Tak mości proboszczu, Joanny Fortier, oskarżonej o potrójną zbrodnię, podpalenia, kradzieży i morderstwa.
Nieszczęsna ta, do której silnie uczepił się Juraś, postąpiła naprzód.
— To fałsz panowie! — wołała — jestem niewinną!
— Winną czy niewinną jesteś, nie nam sądzić należy. Jesteś Joanną Fortier?
— Tak!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/138
Ta strona została przepisana.