Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Ażeby go uspokoić, pani Darier wzięła go na ręce.
— Nie płacz dziecino — mówiła — mama musi odjechać, lecz nie zadługo powróci.
— Powróci... na pewno?
— Na pewno.
— A kiedy powróci?
— Niedługo. Tymczasem u nas tu pozostaniesz.
— Z panią i z księdzem? — rzekł Juraś.
— Tak, z nami obojgiem.
— To dobrze, zostanę z wami, jeśli mama wróci nie długo.
Joanna łkała.
— Och! — weźcie go państwo, przyjmijcie! — wołała z rozpaczą. — Kochajcie go! Mówcie mu często o jego matce nieszczęśliwej. Drogie ukochane dziecię, zostań z tą dobrą panią i księdzem proboszczem. Zostań, zostań z niemi! Oni ci powiedzą, że twoja matka niewinnie oskarżoną została. Że kochała cię nad życie, słyszysz, że cię uwielbiała! Nie zapominaj jej, nie zapominaj nigdy!
Stara służąca Brygida głośno płakała.
— Biedna kobieta — powtarzała — biedne to dziecię.
— Uściskaj mnie Jurasiu — mówiła wdowa po Piotrze Fortier, okrywając chłopca pocałunkami — och! jeszcze... jeszcze! Weź go pani, weź... — rzekła po chwili, zwracając się do siostry proboszcza — niech go nie widzę już więcej! Jestem gotową, prowadźcie mnie — zawołała, zwracając się do żandarmów i skierowała się ku furtce ogrodu.
Juraś niesiony do domu przez panią Darier i Brygidę, wydawał krzyk rozpaczliwy. Ksiądz Langier towarzyszył do drzwi wychodzącym. W chwili, gdy Joanna musiała przestąpić próg furtki, zwróciła się ku niemu.
— Pobłogosław mnie ojcze! — wyrzekła klękając.
Proboszcz rozrzewniony do łez, wzniósł obie ręce nad głowę kornej męczennicy.
— W imię Boga pełnego miłosierdzia — mówił przerywanemi słowy — dziecię, ja tobie błogosławię! Oby sprawie-