aresztowaniu wdowy Fortier i jej przybyciu do prefektury, wydał rozkaz przyprowadzenia jej do siebie na przesłuchanie.
Nieszczęśliwa była na wszystko przygotowaną. Odwaga, postanowienie, energja, zastąpiły u niej trwogę i bojaźliwość. Ze spokojem i zadziwiająco zimną krwią stanęła przed urzędnikiem, od którego jej los zależał.
Nie tracąc chwili, pan Delaunay, upewniwszy się, że jego sekretarz gotowym jest do spisywania protokółu, rozpoczął badanie.
— Imię pani? — zapytał.
— Joanna Fortier.
— Wiek.
— Lat dwadzieścia sześć; urodziłam się w Paryżu dnia 15-go października 1853 roku.
— Zamężna, czy panna?
— Wdowa po Piotrze Fortier, mechaniku, który zmarł nagłą śmiercią w służbie pana Labroue, inżyniera, o którego morderstwo oskarżają mnie, jako też o kradzież i podpalenie fabryki.
To zdanie, wymówione jasno, dobitnie, zwróciło uwagę sędziego, który zatrzymał na mówiącej badawcze spojrzenie.
— Wiesz zatem pani — rzekł po chwili milczenia — o co cię oskarżają... Cóż masz do powiedzenia przeciw temu?
— Dwa słowa... Jestem niewinną!
Pan Delaunay wzruszył ramionami.
— Gdybyś była niewinną — odpowiedział z oczami utkwi onemi we wzroku Joanny — dlaczego uciekałabyś z fabryki wraz z dzieckiem, zamiast przyzywać ratunku na widok pożaru?
Młoda kobieta namyślać się zdawała.
— Odpowiadaj; — zawołał sędzia niecierpliwie.
— Na co się to zdało?... pan mi wierzyć nie będziesz.
— Tak... bo chcesz skłamać...
— Nie! gdyż słowa moje wydać się mogą nieprawdopodobnemi. Wszystko sprzysięgło się przeciw mnie. Jakim sposobem mógłbyś pan dać wiarę opowiadaniu nie popartemu
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/143
Ta strona została przepisana.