Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/154

Ta strona została przepisana.

odległości między podróżnym w podeszłym wielu wraz z córką i byłym nadzorcą z Alfortville, gdy jeden ze służby okrętowi trzymający w ręku listę pasażerów, wygłosił nazwisko Jana i Noemi Mortimerów, których obecność potwierdziła jasnowłose dziewczę wraz z ojcem.
— Pan Paweł Harmant! — zawołał następnie czytający listę.
— Obecny! — odpowiedział Jakób.
Usłyszawszy nazwisko Pawła Harmant, młodzieniec o kawiarnianych manierach, drgnął nagle, utkwiwszy wzrok z wyrazem dziwnej ciekawości w mężczyznę, który na owo wezwanie odpowiedział: „obecny!“
— Paweł Harmant! — wyszeptał — ależ to imię i nazwisko mego zmarłego kuzyna, mechanika. Szczególny zbieg okoliczności, zaiste! Jegomość ten zdaje mi się posiadać trzos dobrze złotem wypchany; wyborna rzecz, na honor, byłoby odnaleźć w swym krewnym tak grubą rybę!
I wpatrywał się bacznie w Jakóba Garaud, nie przeczuwającego, jakie wrażenie sprawiło na kuzynie zmarłego kolegi jego przybrane nazwisko.
— To dziwna jednak... — mówił dalej młodzieniec — widziałem kiedyś mojego kuzyna, a dziś nie poznaję go wcale... Był młodszym, to prawda, lata zmieniają człowieka; ależ przypominam sobie rysy jego twarzy i zdaje mi się, że w obliczu tego jegomości nie znajduję najmniejszego podobieństwa. — Bądź co bądź, będę się starał zawiązać znajomość z tą osobistością.
W tej chwili zawołano: Owidyusz Soliveau!
— Jestem! — odpowiedział paryżanin.
Wywoływania wkrótce się skończyły; wydano rozkaz rozklasyfikowania pasażerów.
— Do czarta! — mruknął Soliveau — jakoś mi się mój plan nie udaje. Parafianin ten podróżuje pierwszą klasą, jak inżynier Mortimer ze swą córką. Otóż nas rozłączono. Gdzie on jedzie, do licha? Do New-Jorku... czy bliżej? Jeżeli do