Anglik, przeszedłszy jadalnię, zbliżył się do właściciela restauracyi.
— Czy pan znasz pana Pawła Harmant, jadącego „pierwszą?“ — pytał w ojczystym języku.
Zagadniony otworzył wielką księgę, na kartach której w porządku alfabetycznym zapisane były nazwiska podróżnych.
Szukał najprzód na literę A, a nie znalazłszy, przeszedł do H.
— Harmant Paweł — rzekł — kajuta numer 24-ty, to ten pasażer, który wciąż przesiaduje w salonie.
— Dobrze... będę pamiętał... numer 24-ty, idę do niego.
I udał się do salonu, gdzie były nadzorca przerzucał gramatykę angielską i dykcyonarz, pragnąc corychlej nauczyć się cośkolwiek w tym języku.
— Wybacz pan, że przeszkadzam — zaczął służący podchodząc. Czy to pan jesteś szanownym panem Pawłem Harmant?
Jakób Garaud żywo podniósł głowę.
— Tak — odpowiedział z ciekawością, a zarazem z niepokojem — ja jestem... Cóż chcesz?
— Jakiś pasażer z drugiej klasy żąda widzieć się i pomówić z panem.
Zdziwienie byłego nadzorcy wzrastało.
— Pasażer z drugiej chce mówić zemną? ależ ja nie znam nikogo z jadących na okręcie — odpowiedział Jakób.
— On jednak zdaje się znać pana doskonale.
— Jakże się nazywa? — Owidyusz Soliveau.
Mniemamy Paweł Harmant szukał w pamięci.
— Nie! nigdy nie słyszałem tego nazwiska — rzekł po chwili zamyślenia.
— Ach! yes... — mówił dalej służący — Owidyusz Soliveau, mechanik, poddany francuski, urodzony w Dijon, Côte-d’Or... Zdaje mu się, iż poznaje w panu swego kuzyna, o którym mówiono mu, że umarł.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/157
Ta strona została przepisana.