Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/160

Ta strona została przepisana.

zmarłeś w szpitalu w Genewie. Poczciwa kobieta miała właśnie list wysłać na miejsce dla zbadania prawdy, gdy nagle tknięta apopleksyą, zakończyła życie w rok po twoim ojcu. Lecz wszak, u czarta — zawołał — powinieneś to wiedzieć!
— Tak... tak! — rzekł Jakób Garaud, ucieszony udzielonemi sobie objaśnieniami — przypominam sobie te wszystkie szczegóły, jakie natenczas mocno mnie zasmuciły. Biedna... biedna matka!
I nędznik podniósł rękę do oczów, jak gdyby łzy ocierając.
— Zapewne pojechałeś do swego rodzinnego gniazda — ciągnął dalej Owidyusz — dla odebrania po rodzicach sukcesyi? Nie było to tam wiele, lecz w każdym razie dobrze wziąść i cośkolwiek.
— Drobnostka to była w rzeczy samej — rzekł Jakób.
— Nie uskarżaj się, stary! — wyrzekł Owidyusz, klepiąc go poufale po ramieniu. — Ja w mojem życiu nie wziąłem po nikim w spadku ani grosza.
— Jak dawno utraciłeś rodziców? — pytał go, pragnąc wybadać, Jakób Garaud.
— Och! przed dwoma laty! Ani poświeć już żadnego Soliveau w Côte-d’Or! Z całej rodziny ja jeden tylko pozostałem, tak jak ty z rodziny Harmant, stary mój Pawle! Zniknęła rodzina Harmant, niestety! Ni posiadaczów więcej, ni spadkobierców! To stawia nas w położeniu dwojga opuszczonych sierot! Ach! jakież szczęście, że traf odnaleźć się nam pozwolił! Wyobraźże sobie, wujaszku — mówił dalej — że ja cię zrazu nie poznałem. W pierwszej chwili wątpiłem, boć, do szatana, od lat sześciu nie widzieliśmy się z sobą! Miałeś wtedy lat dwadzieścia pięć, a ja dwadzieścia dwa, lecz tyś się na korzyść odmienił! Na honor, ślicznie wyglądasz! Gdyby nie posłyszane przezemnie przy wywoływaniu twoje nazwisko, nie wierzyłbym, żeś moim kuzynem. Ubrany jesteś wytwornie, jak pan, jak milioner. Widoczna, że od czasu ostatniego naszego spotkania przed sześciu laty w Marsylii zdobyłeś jakiś majątek?