Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/169

Ta strona została przepisana.

kiem, skoro kiedyś pracowaliśmy razem? Jak również zapomnieć mógł o Piotrusi, która tyle głupstw popełniła dla niego?
I farbuje się przytem jeszcze! Ma rude włosy pod czarnemi, widziałem to dobrze!
— No! A gdyby to nie był mój kuzyn? — wyszepnął po chwili milczenia — gdyby to była osobistość przywłaszczająca sobie nazwisko Pawła Harmant o jakim mówiono, że umarł?
Tu przerwał, zgasił cygaro i stanął w zamyśleniu.
— Co jednak mogłoby go skłaniać ku temu? ot czego zrozumieć nie mogę. Być może iż ja się mylę. Chciałbym wszelako w obszerniejszą rozmowę wprowadzić tego parafianina. Ma minę tajemniczą która nie podoba mi się bynajmniej. Zrobił majątek w ciągu lat sześciu. Rzecz zdumiewająca! Trafia się to niekiedy, lecz bardzo rzadko. Zbadać to muszę. Trzeba umieć korzystać ze sposobności jaka się nadarza. Tu uciął i wzrok jego zdawał się jak gdyby szukać kogoś na pokładzie. Nagle zatrzymał spojrzenie na mężczyźnie około sześćdziesięciu lat mieć mogącym, przechadzającym się po pokładzie z przewieszoną przez ramię torebką skórzaną na zamek zamknięta.
— Otóż i upragniona sposobność — mruknął Owidyusz, rzucając na ową torebkę spojrzenie pełne chciwości. — Widziałem ładunek tej torby. Jest tam w jej wnętrzu najmniej sześćdziesiąt tysięcy franków w złocie i biletach bankowych. Wystarczy nóż ostry aby przeciąć rzemienie, wydobyć z torby zawartość i próżną rzucić w morze. Ha! gdyby udała się operacya, kończył wsparty o pomost, podróżowałbym pierwszą klasą, palił cygara po sześćdziesiąt centymów, i miałbym ubranie z szykiem skrojone przez pierwszego krawca, jak mój kuzyn Harmant. Och ty... ty pokuso, jakże ty łatwo zdołasz uwikłać człowieka! Jednocześnie właściciel torebki przeszedł koło Owidyusza, który drgnął chciwością na widok jego, lecz nie poruszył się z miejsca.