— Ależ to cudowne, uniwersalne lekarstwo! — zawołał doktór, śmiejąc się z niedowierzaniem.
— Nie żartuj pan — odparł Kanadyjczyk poważnie; — mówię prawdę, o której możesz się pan przekonać.
— Jakim sposobom?
— Dokonawszy próby.
— Chcąc zrobić próbę, trzeba mieć płyn. Udzielisz mi go pan choć w małej cząsteczce?
— Niepodobna! Mam tyle zaledwie, ile dla mnie samego wystarczy.
— Radbym jednak zanalizować ów dziwny medykament. Gdzie mógłbym go dostać, powiedz mi proszę.
— Jedziesz pan do New-Jorku? — zapytał Indyanin.
— Tak.
— A zatem pisz pan co ci podyktuję.
Młody lekarz wyjął z kieszeni notatnik, ołówek i był gotowym do pisania.
Owidyusz przysłuchiwał się chciwie.
— New-Jork. Chuchillino. Nr. 24, dyktował Kanadyjczyk.
— Co to jest Chuchillino?
— Współziomek mój, który opuścił Kanadę aby handlować w New-Jorku. Sprowadził on z naszych gór ów słynny „Likier prawdy“ i sprzedaje go na wagę złota. Każę zapłacić panu piętnaście dolarów za flakon takiej jak ten objętości, uprzedzam.
— Ależ to niesłychanie drogo, kupię go jednak, pragnę bowiem posiadać ów płyn.
Owidyusz zapisywał w pugilaresie adres podany.
— I ja kupię go również — rzekł. — Dałbym sześćdziesiąt pięć franków najchętniej abym mógł szanownemu kuzynowi mojemu udzielić łyżeczkę tego eliksiru, a tym sposobem rozwiązać mu język i wiedzieć to co ukrywa przedemną.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/172
Ta strona została przepisana.