Nie gniewało ją ono bynajmniej, a jako nieodrodna córa Ewy, być może iż znajdowała w tem nawet przyjemność. Spostrzegłszy Jakóba słuchającego z uwagą muzyki, zarumieniła się z lekka, co ją jeszcze piękniejszą czyniło i nie przerywała gry wcale. Po skończonych motywach, Garaud zbliżył się do uroczej pianistki.
— Poznaję — rzekł — iż pani zamieszkiwałaś we Francyi, a nie tylko we Francyi, ale w Paryżu.
Dziewczę spojrzało swemi pięknemi, błękitnemi oczyma na osobistość, która poważyła się poczynać z nią rozmowę bez poprzedniego przedstawienia, jak to było w zwyczaju. Nie okazując jednak zdziwienia, głosem łagodnym zapytała pół uśmiechnięta:
— Zkąd to pan odgadujesz, radabym wiedzieć?
— Inaczej nie zdołałabyś pani oddać owej muzyki w sposób tak żywy, tak pociągający, gdybyś jej pani nie słyszała w Paryżu, w teatrze dla którego ułożoną została. Odnajduję w niej wspomnienia mego ukochanego kraju.
— A! pan jesteś francuzem?
— Tak pani.
— Zatem odgadłeś pan. Słyszałam tę muzykę w teatrze „Boniffeś“ w Paryżu.
— Posiadasz pani zadziwiającą pamięć.
— Jeżeli mi się coś podoba, tak; a wiele rzeczy podobało mi się we Francyi.
— Jak długo mieszkałaś pani w Paryżu? — pytał dalej Jakób Garaud.
— Trzy miesiące tylko — odpowiedziała Noemi. — Zaledwie zdołałam zwiedzić piękniejsze gmachy i muzea w tem mieście. Rada byłabym przepędzić tam rok przynajmniej, niepodobna było jednakże mojemu ojcu zadość mi uczynić