w tym względzie. Interesa wzywały go do New-Jorku, gdzie wracam wbrew moim chęciom, po tej zbyt krótkiej podróży.
— Pojmuję panią w zupełności, mimo, iż sam opuściłem Paryż bez żalu.
— Ależ pan nie na zawsze wydalasz się z Francyi?
— Nie na zawsze... być może. Na przeciąg jednakże czasu, jakiego teraz oznaczyć mi nie podobna, a który jak mniemam, przeciągnie się dość długo. Ja również jadę do New-Jorku.
— Masz pan tam rodziców, lub krewnych?
— Nikogo.
— Przyjaciół być może?
— Nikogo ze znajomych nawet.
— Tak? — rzekło młode dziewczę w zamyśleniu.
— Jestem mechanikiem z powołania — mówił dalej Garaud — pragnę odbywać studya w fabrykach słynnych wynalazkami, a przedewszystkiem w domu Mortimera.
— Mówisz pan o domu Jana Mortimer — pytała z uśmiechem Noemi.
— Tak pani, o domu Jana Mortimera, którego kierownik posiada w Europie sławę genialnego człowieka.
— Czy znasz pan tego, któremu taką chwałę przyznajesz?
— Nie pani; zkąd mógłbym go znać, jadąc po raz pierwszy do Ameryki — odrzekł były nadzorca z pozorem zupełnej obojętności.
— I zamiarem jest pańskim udać się do niego po przybyciu do New-Jorku?
— Tak, pierwsza ma wizyta tam będzie. Usprawiedliwi mnie miano, mam nadzieję, kornego współpracownika tego wielkiego człowieka; prosić go będę aby mi się pozwolił odwiedzać, jako wielbicielowi pragnącemu podziwiać i uczyć się w jego sławnych warsztatach.
— Zatem — ciągnęło młode dziewczę z uśmiechem, — byłoby panu przyjemnie bez wątpienia zostać przedstawionym
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/175
Ta strona została przepisana.