— Ogromną sumę? — powtórzył Jakób z uśmiechem. — Zdaje mi się, że pan przesadzasz nieco; przypuściwszy wszelako, iż tak jest, nie cofam słowa, jakie wyrzekłem przed chwilę.
— Oto uprzejmy człowiek i pewny siebie — pomyślał Mortimer — wybornego odnalazłbym w nim wspólnika! Dom, jakim rządzilibyśmy razem, nie obawiałby się współzawodnictwa.
Mniemany Paweł Harmant obserwował ukradkiem amerykanina; czytał na jego fizyognomii część ukrytych myśli.
— Nie nalegaj daremnie, kolego — zaczął po chwili Mortimer. — Nie mogę przyjąć twojej ofiary, jak chyba w jednym wypadku...
— W jakim?
— Iż razem wspólnie eksploatować będziemy maszynę do szycia, udoskonaloną przez ciebie i skompletowaną.
Były nadzorca potrząsnął głową.
— Wdzięcznym za propozycyę — rzekł — mam wszakże inne zamiary.
— Odmawiasz zatem?
— Tak.
— Dlaczego?
— Na co przyda się współka w tak drobnej rzeczy? Nie wiem zresztą, czy pozostanę w Ameryce.
— Zmieniłeś więc pan postanowienie? — odezwała się Noemi. — Przed pięcioma minutami mówiłeś, iż spodziewasz się zostać tam dłużej?
— Tak, w rzeczy samej, miałem ten projekt, urzeczywistnienie go jednakże zależy od wielu okoliczności. Zajmuję się wielką pracą, mogącą mi przynieść znakomite rezultaty. Po ukończeniu studyów w mechanice amerykańskiej, zobaczę dopiero, czyli wypadnie mi osiedlić się w New-Jorku lub wracać do Francyi.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/180
Ta strona została przepisana.
IV.