Być może iż kiedykolwiek będę potrzebował jego pomocy, mając zamiar również zamieszkać w New-Jorku.
— Dając mi sposobność do wywdzięczenia się, uczyni mnie pan wielce szczęśliwym.
— A teraz pozwól mi proszę pozostać sam na sam z tym człowiekiem, — wyrzekł Jakób Garaud, do podróżnego.
Irenusz Bosse podawszy rękę mniemanemu Pawłowi Harmant, odszedł, obrzuciwszy pogardliwem spojrzeniem Owidyusza stojącego ze spuszczoną głową.
— A więc — rzekł ten ostatni, głosem przytłumionym, skoro zostali sami, — a więc ty, którego wypadek dozwolił mi spotkać na tym okręcie, a którego związki rodzinne łączą z Harmant’ami, ludźmi bez skazy, ty, którego odnalezienie radość mi sprawiło, ty jesteś jak okazuje się łotrem ostatniego rodzaju, zbrodniarzem, śledzonym przez policyę, złodziejem z rzemiosła!
Tu Jakób nieco glos podniósł.
— Nie tak głośno kuzynie, błagam, nie tak głośno! — szeptał Owidyusz przez ściśnięte gardło. — Gdy stary ten z twej łaski mnie nie oskarży, na co powiadamiać wszystkich o tem co zaszło? Obłęd mnie opanował, cóż tak wielkiego? Wiesz, że nie jestem bogatym, słabość chwilowa, to się wybacza do czarta! Złoto, bilety bankowe głowę mi zawróciły...
Ach! kuzynie, kuzynie! — dodał płaczliwie z szatańską hypokryzyą — ty stałeś się dla mnie opatrznością niedozwalając mi spełnić złego czynu.
— Uznajesz więc, żem słusznie postąpił? — zapytał Jakób.
— Uznaję, uznaję!
— I nie żałujesz tej wielkiej sumy, jaką ukradłeś, a którą ja właścicielowi zwróciłem?
Owidyusz zawachał się z odpowiedzią.
— Pragniesz zostać bogatym za jaką bądź cenę, — mówił dalej Garaud, — twoje wąchanie o tem przekonywa?
— Do czarta! bogactwo jest wszystkiem!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/191
Ta strona została przepisana.