Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/192

Ta strona została przepisana.

— Torba tego pasażera zawierała sześćdziesiąt tysięcy franków?
— Cyfra nie lada! — mruknął hultaj z akcentem żalu.
— Tak, ale to nie był twój majątek; gdy jednak posłusznym mi będziesz ja cię bogatym uczynię.
— Na prawdę?
— Jakiem Paweł Harmant!
— Ależ oddaję się ciałem i duszą tobie kuzynie!
— Wiernie... bez żadnych podejrzeń?
— Do pioruna! czyż nie należę odtąd do ciebie? Czyliż ów Ireneusz Bose, któremu milczeć kazałeś, nie rozgadałby tego, gdybyś mu był mówić nie wzbronił? Czyliż ty sam nawet nie mógłbyś był mnie aresztować gdyby ci chęć przyszła ku temu?
— To prawda, nie chciałem jednakiego uczynić.
— Ażeby stary ów tylko dotrzymał słowa, bo gdyby opowiedział o tem głupstwie mojemu pryncypałowi, och! — wołał hultaj z niepokojem.
— Byłbyś zgubionym! — przerwał Jakób, — Jan Mortimer wygnałby cię bez odwołania. Obecnie jednak, nie lękaj się tego. Ja poręczam za milczenie Ireneusza Bossę, i względy dla ciebie Mortimera. Słyszysz, poręczam i odpowiadani!
— Ty?! — zawołał Owidyusz, patrząc z osłupieniem w swego mniemanego kuzyna.
— Posłuchaj mnie — rzekł Jakób przyciszonym głosem, pochylając się ku niemu. — Zbadałem cię teraz, znam cię tak dobrze, jak gdybyśmy całe lata żyli obok siebie. Kradzież torebki nie była pierwszą twą próbą w tym rodzaju, ponieważ Ireneusz Bossę miał w rękach akta twego poprzedniego oskarżenia.
— Kuzynie!
— Nie zaprzeczaj daremnie! Ja nie należę do tych, których łatwo oszukać można. Mam pewność niezachwianą, iż gdyby przeszukano archiwa trybunału poprawy w Dijon, zna-